nia tych wyrazów... Ona tylko ocierała łzy i nic nie odpowiadała.
Nareszcie pewnego dnia Jan będąc bardziej natarczywy zawołał: — Matko, jeżeli jego zgon był wypadkiem zbrodni, o wtedy potrafię się zemścić!
Magdalena natenczas zaczęła drzeć, bladła i tocząc wzrokiem na około, mówiła:
— Janie, nie mówmy nigdy o tém, gdyż nas może spotkać nieszczęście!
Pełnomocnik hrabiego, zatrzymawszy się jednego dnia przed domkiem Magdaleny, rzekł do niej.
— Matko Deslions, macie dorosłego syna?
Ona utkwiwszy swe przenikliwe oczy, które umieją w głębi duszy wyczytać odpowiedziała:
— Tak panie —
— Ile ma lat?
— Wkrótce skończy rok dwudziesty drugi.
— A jaki stan chcecie mu obrać?
— Jeszcze żadnego mu nie obmyśliłam. — Jan chciał być marynarzem — obiedz cały świat..... W piętnastym roku, opuścił dom aby zostać majtkiem.... popłynął do Ameryki, do Brazylii, potem do Indyi i już nie wiem gdzie. Widział ludzi branżowych i kobiety miedziane; mówi wielu językami wszystkich tych części świata. — Od dwóch lat wrócił do domu, odtąd pragnę go zatrzymać przy sobie. Starzeję się coraz więcej i mogę w krótce umrzeć, a umierając trzeba żeby Jan był obecny kiedy będę musiała oddać ostatnie tchnienie, żeby ostatni wyraz mój usłyszał, który powinnam powiedzieć mu do ucha.
— A więc rzekł znowu intendent, — jest jeden sposób bardzo prosty, zatrzymania go przy sobie.
— Jaki?
— Hrabia Navarran potrzebuje dzielnego chłopca, któryby przeszkadzał psotnikom w niszczeniu zwierzyny. Ofiaruje więc miejsce dla waszego syna. Strzelcem być jest to stan mający swe niebezpieczeństwa niekiedy, lecz i łupieżcy leśni nie są tu zbyt straszni, — zresztą hrabia nie będzie wymagał zbytecznej surowości.
— Dziękuję panu — odpowiedziała Magdalena, pomówim o tem z Janem.
— Jeżeli ta posada mu się spodoba, powiedz ażeby przyszedł do Mesnil. Jutro z rana przedstawię go hrabiemu. — Dajemy sto franków miesięcznie; można z tem żyć dosyć wygodnie.
Wieczorem, obiadując, Magdalena powiedziała synowi o propozycyi jaką jej zrobiono — Jan długo się wahał.
— Matko, rzekł, — pragnąłbym chętnie zostać z wami, ale czuję że mnie coś pcha w świat daleki. — Słyszę tajemny głos, który woła: idź! ciągle idź naprzód, naprzód! — Słyszałaś historyą opowiadaną przez naszego proboszcza, o magach nie znających swej drogi, a postępujących za przewodnictwem gwiazdy. — A więc matko, zdaje się mi, że i ja mam swą przewodnią gwiazdę!...
Magdalena schyliła czoło, — głębokie westchnienie wydarło się z jej piersi.
— Janie! odezwała się uroczyście, — pójdziesz za twą gwiazdą po mojej śmierci.
— Matko! krzyknął Jan łkając — a objąwszy okrył pocałunkami jej zorane marszczkami lica i siwe włosy.
— Janie, mówiła dalej, — potrzeba abyś usłyszał mój ostatni wyraz.... Sądzę, że nie będziesz na to długo czekał. Trzeba abyś został z nami.
Nazajutrz o dziewiątej godzinie, Jan poszedł do Mesnil. Intendent kazał mu wejść do pokoju, a hrabia Nawarran, palący cygaro w sali na dole, nie dał długo czekać na siebie.
— Oto panie hrabio — rzekł intendent — młodzieniec o którym wczoraj mówiłem.
Hrabia spojrzał na Jana i badał go w milczeniu oraz z pewnem rodzajem podziwu. Po jego czole przebiegła chmura, a oczy rzucały błyskawice.
— Jak się nazywasz? nareszcie zapytał dźwięcznym głosem.
— Jan Deslions panie hrabio.
— Twoja matka czy pochodzi z tutejszej okolicy?
— Ona zamieszkuje tu oddawna panie hrabio.
— Co robi twój ojciec?
— Umarł kiedy jeszcze byłem dzieckiem. Był on sierżantem w linii, dzielny żołnierz, bo nam zostawił jako pamiątkę po sobie krzyż legii honorowej, który jest zawieszony w pokoju mojej matki.
Hrabia potarł czoło jakby chciał spędzić myśl natrętną.
— Podobasz się mi zupełnie, rzekł zrobiwszy kilka kroków po pokoju — i dodał: obejmiesz obowiązki kiedy zechcesz.
Intendent otworzył drzwi i dał znak Janowi Deslions aby wyszedł. Jan nie ruszył się z miejsca.
— Przebacz panie hrabio, rzekł nie zmięszany, mam jedną proźbę panu przedstawić.
— Mów.
— Panie hrabio, byłem marynarzem, mam pewne nawyknienia, mogące się panu niepodobać.
— Lepiej że zaraz je wypowiesz, a więc...
— Panie hrabio, marynarz nosi kapelusz ceratowy i bluzę niebieską lub różową, jest to jego mundur
— J cóż.
— A więc, nie chcę nosić liberyi...
Hrabia chwilę stał zadziwiony, spoglądając na tego który tak przemówił do niego.
— Więc dobrze mój chłopcze, ubieraj się jak ci się podoba.
Nateraz Jan ukłonił się i poszedł za intendentem. Hrabia sam pozostawszy, rzekł do siebie.
— Jest to chłopiec, z którego można wiele zrobić.
Gwido i Ginewra oczekujące przed kratą pałacu, podskoczyły z radością ujrzawszy swego pana — powiedzianoby iż rozumieją, że i one wchodzą do obowiązku.
— Tak moje dzielne pieski — rzekł Jan głaskając ich przyjaźnie: będziemy pracować razem we troje.
Ludwika uściskała serdecznie swego brata i śpiewała cały dzień, tak była radą że Jan z niemi pozostał.
W kilka dni potem hrabia kazał przywołać Jana i rzekł mu:
— Mój chłopcze, w tej chwili nie mogę jechać do Paryża; mam ci dać pewne zlecenie do wykonania.
Hrabia otworzył szufladę, z której wyjął naszyjnik brylantowy — a potém rzekł:
— Trzeba to spieniężyć u pierwszego lepszego