Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/24

Ta strona została przepisana.

odznaczają, się Yankesy, Ubiór podróżny już przygotowany przywdział szybko, i kiedy Jan za chwilę wsiadł do powozu, nikt w święcie nie byłby poznał dawnego leśniczego, ani stara Magdelena jego matka, ani siostra Ludwika, ani domna Blanka Charmeney!
— Jedź rzekł Suryper i natychmiast powóz ruszył galopem. — Oddalając się od tych co kochał, serce się Janowi ścisnęło. Myślał on o domku, o łzach Ludwiki, o dziecku które się miało narodzić!... Wprawdzie był aż nadto przekonany o dobroci swej matki, lecz on jedynie mógł nakazać złym językom milczenie, uciszyć napastników honoru siostry. Ta biedna dziewczyna tak przez niego uwielbiana, którą oszukał nikczemnik, będzież miała dosyć mocy do przeżycia swej hańby, swego spokoju, swych złudzeń. — Ale cóż miał zrobić? Wrócić do domku, aby zostać natychmiast pochwycony jako zbrodniarz? Śmierć Villeponta nie mogła ujść bezkarnie, a Jan powiedział sobie, że wszystko było dlań znośniejszem nad wyrok sądu potępiający.
Z drugiéj strony, co znaczy owa tajemna władza którą mu dopiero udzielono? Czyż miał stanąć na czele jednego z tych stowarzyszeń złoczyńców, które tylekroć policya rozproszyła? — hrabia Nawarran powiedział mu:
— Możesz zaślubić pannę Charmeney! będzież nadzwyczaj bogatym, będziesz rozkazywał i będą ci posłuszni!
Jeżeli to prawda, jeśli to nie jest marzeniem, więc może powrocie, uprowadzić matkę i siostrę z domu niegdyś błogosławionego, dziś przeklętego! — Konie pędzące galopem, nie leciały jeszcze tak szybko, jakby tego pragnął szanowny Sam Dawidson, a jednakże wszystko po drodze szło jakby za pomocą rószczki zaczarowanéj.
Przybywszy do hotelu Lauvre, służba prześcigała się w przeniesieniu tłumoków, a powóz pocztowy odszedł, tak jak przybył.
Szanowny Sam Dawidson zajął apartament na drugim piętrze, od ulicy Saint-Honoré.... Zmęczony podróżą i bolesnemi myślami, rzucił się na łóżko, a wkrótce ciężki sen zamknął mu powieki. Obudziwszy się po pnie dość długim, chciał się wziąść do odczytania rękopismu, ale lękając się poznania tajemnicy, zwlekał odsłonienie jej jak można najdłużej. Nareszcie odważył się otworzyć walizę, którą mu wręczył Suryper. — W walizie znalazł kilkanaście biletów banku francuzkiego, wiązkę banknotów i kilkadziesiąt zwojów zawierających złote dolary, jak to powinien posiadać każdy dobry Amerykanin. — Obok tej summy stanowiącej już znakomity majątek, znajdował się rękopism. Jan zapalił cygaro, zamknął drzwi na zasówkę i zaczął czytać.

XIV.
Piwnica na ulicy Récollets.

Nastąpił dzień 24 Listopada....
Gdyby ktokolwiek dotarł i zbadał tego dnia dom na ulicy S-go Ludwika na Marais, byłby znalazł jego Ekscelencyą i Alego w wielkiem poruszeniu. Nazajutrz dnia tego w którym zbrodnia była spełniona, trup nieznajomego został wyniesiony, jak sobie przypominacie do piwnicy, wraz z wielu innemi pakami, mającemi zawierać wino hiszpańskie. Skoro tę ostrożność dopełniono, władca Alego wrócił do domu na Marais, który przetrząsł od góry do dołu. Akta mieszczące się na półkach, mogły być bardzo użyteczne człowiekowi pragnącemu wywierać nacisk na społeczeństwo paryzkie. W aktach tych mieściła się historya wielu rodzin mających wysokie stanowisko, a zatem i wielkie wpływy, jak również wielu innych nieznanych. Znajdowały się tam straszne tajemnicze odkrycia, któreby oblekły śmiertelną bladością twarz nie jednego ze szczęśliwców tego świata. Istnieją bowiem karty historyi w rodzinach, pamiętniki ponure, nieznane, które zapomnienie grubą osłoną pokryło. Tu naprzykład kupiono dziecko od biednéj kobiéty, dla zajęcia miejsca sukcessora zmarłego na mamkach. Tam znowu na prawy syn zrujnował majątek prawych sukcessorów. Daléj spisana była straszna historya bankiera Roberta Kodom, którą poznacie w dalszym ciągu naszéj opowieści. — Jeden szczególnie dokument zwrócił uwagę dostojnika: były to akta pełne okropności, które przeglądał nieznajomy przed chwilą, jego zamordowania. Oczy dostojnika zatrzymały się na nazwisku: „baronowa Wanda Remency’’ — Zdawało się mu, że znał tę damę — notatka zawierała:
„Przekonać się, dla czego w pałacu na ulicy Ponthieu, ma 4-m piętrze, w pokoju niebieskim, znajduje się na prawo kominka szkielet dziecięcia w ścianę zamurowany. — „Mularz został przyprowadzony do pałacu w śród nocy z oczami zawiązanemi” Daléj był opis zamurowania dziecka, i zatarcia śladu tego czynu.
— Pójdziemy to sprawdzić, mruczał dostojnik, i daléj szperał w papierach.
— Nic! nic! krzyknął z wściekłością.
Przepatrzył wszystkie papiery, wszystkie szuflady, lecz nie znalazł tego, czego poszukiwał. Następnie udał się do ogrodu, gdzie chodził wielkiemi krokami. Uszkodzone posągi poglądały nań zyzowato. Kiedy Ali wrócił po bezowocnem poszukiwaniu w całym domu, pan rzekł do niego:
— Nigdzie niemożna znaleść znaku, nie ma tu ani pieczęci, ani jéj rysunku, a jednakże bez odszukania owego znaku, wszystkie trudy na nic się nie przydały.
— Lecz ów znak znajduje się na ramieniu przywódcy, możemy go tam znaleść... odparł Ali.
Czoło dostojnika zabłysło radością. — Masz racyą, rzekł, musimy wrócić do piwnicy na ulicę Récollets, otworzyć skrzynię nim trup zacznie się rozkładać... Dalipan zapomniałem o tém! Kiedy już żywej duszy nie było na ulicy i na około wszystko się uspokoiło, Ali wychylił głowę ze studni, odmykając lekko jej nakrycie.
— Nie ma nikogo!
Obadwa wyskoczyli na bruk ulicy i oddalili się, zamknąwszy pierwéj tajemniczy otwór studni. Lecz udać się o tak spóźnionej porze na ulicę Récolletcs, było rzeczą niepodobną. Nazajutrz więc rano władca Alego wraz z nim, przebrani za bednarzy, poszli do domu, w którym pełnił obowiązki odźwiernego Poitovin; zapaliwszy latarnią, udali się do piwnicy. Ali wziąwszy narzędzia, zaczął odwalać ziemię i kamienie pokrywające pakę, kiedy w tym czasie dostojnik pukał młotkiem, aby nic było słychać uderzeń kilofa, którym Ali pracował. Paka stanowiąca trumnę została nareszcie wydobyta, gwoździe były wyjęte, zdjęto pokrywę: