Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/27

Ta strona została przepisana.

może być wkrótce wykryta, a więc że nie mara nic do stracenia.
Lecz cóż znajdę w domu na ulicy Ś-go Ludwika? Złoczyńców takich jak ja, fałszerzy monet? Tak, i cóż na tem stracę? Życie? już teraz nie wiem co mam z niem zrobić. Postanowienie moje wkrótce powziąłem: tego samego wieczora pójdę do owego tajemniczego domu.
Jakże dzień zdawał mi się bez końca. Nareszcie ósma godzina uderzyła, bo ten czas wybrałem, sądząc, że nie będę przez nikogo dostrzeżonym, jakby to mogło się stać w dzień biały.
Przybywszy do głównéj bramy, otwarłem małe drzwiczki w niéj umieszczone. Wszedłem na dziedziniec, kierując się według wskazówek w planie naznaczonych, znalazłem drzwi w murze ukryte. Klucze znalezione w szkatułce dozwalały mi wejścia gdzie zażądałem. Otworzywszy jedne drzwi, mocno zostałem zdziwiony, ujrzawszy przed sobą otwór studni. Studnia ta przedzielona na dwie połowy, miała drugie wyjście na ulicę, także szczelnie przykryte i zamykane. Poradziłem się planu i powziąłem przekonanie, że na dnie studni znajdujący się kurytarz, prowadził prosto do mieszkań domu. Schyliłem się aby ujrzeć co się znajduje na dnie, lecz tylko zobaczyłem moją przerażoną postać, odbitą na zwierciedłe wody. Było za późno cofnąć się, chwyciłem więc linę i spuściłem się w głębię téj jamy.

XVII.
Stowarzyszenie Dwudziestu jeden.

Dziwna rzecz! im więcéj zbliżałem się do dna, ciężarem swoim użytym jako siła poruszająca odpychałem wodę w którą wpaść się lękałem. Nareszcie dotknąłem nogami wilgotnego gruntu i wtedy woda wróciwszy na dawne miejsce, zalała otwór nad głową naksztalt zasuwy. Zapaliłem ślepą latarnię, przezemnie przygotowaną. Wszędzie otaczał mnie mur kamienny, przedemną zaś rozciągała się wazka galerya. Zaledwie uszedłem kilkanaście kroków, kiedy doleciał mnie pomięszany dźwięk wielu głosów. Zdawały się one wydobywać z pod ziemi; tupnąłem i natychmiast zostałem potokiem światła otoczony, jak również gromadą ludzi zamaskowanych, którzy mnie pochwycili, podniósłszy dwadzieścia sztyletów nad moją głową. Następnie: poprowadzony byłem do wielkiej sali sklepionéj, a jeden z tych ludzi zapytał mnie.
— Kto jesteś?
— Biedak, — odrzekłem, — który tu nie spodziewał się znaleść w tak licznem towarzystwie.
— Którędy tu wszedłeś?
— Przez studnią.
— Jakim sposobem odkryłeś tajemnicę.
A gdy się wahałem w odpowiedzi, człowiek zamaskowany dodał: — No wyznaj, gdyż być może, iż szczęśliwa gwiazda tutaj cię sprowadziła.
Wyrazy te zdecydowały mnie do zupełnego wyznania. Opowiedziałem więc noc spędzoną na odwachu, wyrazy wyczytane na murze i nie opuściłem żadnego szczegółu o znalezieniu szkatułki. Historya o zabiciu strażnika lasku, zrobiła na obecnych doskonale wrażenie. Czułem iż zyskałem względy u ogółu słuchaczy.
— Twoje nazwisko, zapytał znowu człowiek w masce.
Pozbywszy się wszelkiej bojaźni, odpowiedziałem głosem pewnym:
— Nazywam się hrabia Nawarran. Nie mam ni ojca ni matki; lubię zbytek, a jestem bez chleba. Jeżeli zajęcie wasze, przynosi wam łatwo dostatki, to nie ma niebezpieczeństwa na którebym się nie odważył... będę jednym z waszych towarzyszy. Zbrodnia zaprowadziła mnie do tych podziemi, z kąd powinienem wyjść bogatym i potężnym!...
Stowarzyszeni naradzili się po cichu.
— Jest nas dwudziestu... odezwał się wreszcie ten który mi zadawał pytania, a powinno być dwudziestu jeden... Jednego ze stowarzyszonych brakuje przy apelu, a brakujący był naszym przewódcą. — Trzeba nam człowieka, któregoby wyższy świat mógł przyjmować, człowieka któregobyśmy wywyższyli nad siebie, żeby nas zasłaniał i protegował, zgoła podobnego do postawionéj na wysokiem miejscu placówki. Czy chcesz być tym człowiekiem?
— Odpowiedziałem odważnie: — tak!
— Czy przysiężesz, iż nie zdradzisz tajemnicy stowarzyszonych? że umrzesz bez wyjawienia węzłów jakie nas łączą?
— Przysięgam!..
— Nie cofniesz się ani przed katem, ani przed cnotą? — Jednem słowem, że nie złamie cię ani, bojaźn, ani słabość, ani litość?
— Przysięgam!
— Pod tymi warunkami, wszędzie na twe usługi będziesz miał ręce i oczy. Jeżeli znajdzie się na twej drodze jaka przeszkoda, będzie zniszczona, jeżeli ktoś byłby dla cię zawadą, zostanie zmiażdżony. Mamy głowę w społeczeństwie świata, kąpiemy ręce w deszczu złotym, a nogi we krwi. Nie wierzymy tylko w życie doczesne na ziemi; każdy z nas pragnie królować w swojej sferze, żyć zewnątrz praw ludzkich, bez obawy aby go te dosięgły.
— Wasz program stał się już moim; — cóż mam najprzód przedsiewziąść?
— Masz plan i klucze tego domu, rozpoznaj go spiesznie; czytaj co w nim znajdziesz, a w krotce się dowiesz jaką potęgę złożyliśmy w twoje ręce. W trzy miesiące, licząc od dnia dzisiejszego, znajdziemy się znowu tutaj!
W krotce zgromadzenie rozeszło się; — zauważyłem że stowarzyszeni oddalili się po dwóch, w rozmaitych kierunkach. Więc ten dom podobny był do siatki pająka; każdy z członków przybywał doń drogą jemu tylko wiadomą i jemu służącą, jeden z ulicy Froissard, inny z Filles-de-Calvaire a inny znowu z Pont-aux-Chaux.
Niedługo potrzebowałem czasu do poznania mój władzy, jaką mnie obdarzono. Rozporządzałem niesłychanemi bogactwami, byłem furgatem, to jest groźnym skarbnikiem bandy licznéj i bogatéj. Należący do niéj mogli mnie zgubić, więc mój interes nakazywał mi milczenie. Oni mnie znali, a ja ich znać nie mogłem.
W kilka dni potem zamieszkałem na ulicy Mont-Blanc, gdzie znalazłem w środku ogrodu dom bardzo dla mnie przydatny. Ulica ta nazwana Chausse d’Antin, w owym czasie znajdowała się na zrębie Paryża; mieszkając na polach Elizejskich, przebywały się prawie jak na wsi. To względne oddalenie