Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/28

Ta strona została przepisana.

od środka miasta, bardzo było dogodne dla moich zamiarów. Zaledwie mój dom urządziłem, a w krótce zasypano mnie mnóstwem zaproszeń. Poznałem w tém tajemną rękę moich stowarzyszonych dwudziestu jeden. Od razu zostałem głośnym człowiekiem, poszukiwanym, ustalonej reputacyi. — Im wyższe stawało się moje stanowisko w świecie, tym więcéj — mogłem przysług oddawać moim wspólnikom. Pakta były okropne.
Jeden bogaty bankier z pochodzenia holenderczyk, nazwiskiem Robert Kodom, uchodził w tym czasie za króla w świecie finansowym. Wszystkie większe interesa odbywały się u niego, od jego to dyskrecyi, zależeli mali bankierowie Paryża, a fortunę Kodoma liczono na miljony.
Zaproszony będąc przez tego bankiera, nie omieszkałem udać się doń na wieczór. Doznałem jak najlepszego przyjęcia; wśród wieczoru wziąwszy mnie pod rękę zaprowadził do oddzielnego saloniku, w którym tylko trzy lub cztery osób się znajdowało. Na kozetce siedziała dama już niemłoda, a obok niéj nujcudniejsza dziewica jaką kiedy w życiu widziałem.
— Pani margrabino, rzekł bankier, biorąc mnie za rękę; mam zaszczyt przedstawić pani hrabiego Nawarran, jednego z moich najlepszych przyjaciół.
Skłoniłem się z uszanowaniem.
— Daléj — dodał bankier odchodząc, staraj się pan podobać pannie Inez de Lerina, będziesz dobrze przyjęty.
Dziewica się zarumieniła, a ja starałem się wytłumaczyć z tak poufałego przedstawienia. Inez odpowiedziała z wielkim wdziękiem i zręcznością, iż z góry mi to przebaczono. W godzinę potem bankier odprowadził mnie na stronę i zapytał: jak znalazłem pannę de Lerina?
— Godną uwielbienia.
— A więc za dni piętnaście będzie pańską małżonką.
Osłupiałem!..
— Czuwają nad hrabiego szczęściem — dodał bankier z uśmiechem. Margrabina jest wdową, a chociaż jéj córka ma tylko 300,000 fran. posagu, lecz summa ta mnie powierzona, wystarczy na wasze wydatki.
Jak zapowiedział bankier, tak się też stało: w pietnaście dni potem, ożeniłem się z panną Inez de Lerina. Nazajutrz dopiero po moim ślubie, stowarzyszenie dwudziestu jeden, wypiętnowało na mém prawem ramieniu, oznakę przewództwa moich wspólników.
W krotce nagle zmarła margrabina: sądzę zawsze, że matka méj żony była otrutą. Kiedy Inez ochłodła ze swego żalu, przez trzy lata, mogłem się uważać za istotnie szczęśliwego na tym świecie.
Kochałem swa żonę, która obdarzyła mnie śliczna dziecina. Mój biedny Gontram! co z nim zrobili? Była to noc w któréj zebrało się na oznaczona schadzkę stowarzyszenie w znanym domu na ulicy Ś-go Ludwika. Zostałem w domu przy cierpiącéj żonie: nazajutrz znikł mój syn. Został porwany, jak i przez kogo nigdy nie mogłem dociec. Znalazłem tylko na mym stoliku pismo wyrażające:
„Nie stawiłeś się na schadzkę dzisiaj, zatrzymujemy twego syna, jako zakładnika”
Bez wątpienia rozkazywałem i moje rozkazy były spełniane, lecz nawzajem powinienem był być posłusznym rozkazom Dwudziestu i jeden. Kiedy Inez została powtórnie matką, postanowiłem ukryć moje dziecię przed całym światem. Oddałem więc Joannę na mamki w odległym departamencie, do wioski nieznanéj, — lecz wszystkie zabiegi, wszelkie moje ostrożności były nadaremne, Joanna podobnie jak jéj brat zniknęła.

XVIII.
Koniec rękopismu i co potém nastąpiło.

Czego wymagano po mnie, zawiadomili mnie późniéj. Po 25 latach miano mi zwrócić moje dzieci. Dwadzieścia pięć lat wycierpieć tego piekła, było to zapłacić zabójstwo strażnika lasku. Już mnie brała chęć oddania się w ręce sprawiedliwości, a zarazem denuncyowania tych nędzników — lecz nacóżby się to zdało? zgubiłbym się sam, bez nadziei oglądania kiedy bądź mego Gontrama i Joanny; co mówię! wydałbym jednoczeście rozkaz pozbawienia ich życia, gdyż niezawodnie byliby me dzieci zabili.
Inez nie mogła znieść tego nieszczęścia, jej umysł doznał szwanku, ona została obłąkana! Odtąd nie marzyłem tylko o zemście. Moi ludzie ostrzegli mnie, iż policya zastawiła łapkę u kupca na ulicy S-t Jaques. Mogłem cios odwrócić, lecz zaniechałem tego, a banda Paulain’a wpadła w ręce sprawiedliwości. — Dnia 27 Września 1826 roku, jeden ze wspólników Monrose był przyaresztowany; przez niego złapano 15 innych. Lecz gdy Klara Wendel została skazana na 15 lat ciężkiego więzienia w dniu 9 Czerwca 1828, nastąpił wybuch gniewu przeciwko mnie. Miałem nadzieję że jeden z tych nędzników zamięsza się wśród toku prowadzonego śledztwa. Niestety zawsze znajdowało się na schadce dwudziestu jeden!...”
Czytelnik zapewne nie zapomniał, że to co opowiadamy, znajdowało się pomieszczone w rękopiśmie oddanym Janowi Deslions przez hrabiego Nawarran. Jan przestał czytać. Nie mógł on wstrzymać się od zrobienia porównania, między zadanym ciosem łopatą w głowę strażnika, a wystrzałem wymierzonym do Raula Villepont. Wszakże po zabójstwie owego dozorcy, hr. Nawarran odkrył tajemnicę domu na ulicy Ś-go Ludwika, również Jan został wciągnięty do téj obmierzłéj szajki z powodu zabójstwa Raula. Rękopism kończył się w ten sposób.
— „Umierając, Janie tobie pozostawiam środki pomszczenia nas obudwóch!.. Janie ocalam cię, bo byłbyś zapłacił życiem strzał dany w lesie Mesnil; nawzajem leguję ci obowiązek do spełnienia: odszukaj moje dzieci i ocal je! Oddasz im majątek ich matki, który dziś wynosi 1,200,000 franków. Co się dotyczy bogactw znajdujących się w piwnicach domu na ulicy S-go Ludwika, niech ci te służą do twych poszukiwań; przewróć cały bruk Paryża, idąc od złoconych pałaców, aż do najochydniejszych bagien. A jeżeli znajdziesz Joannę i Gontrama, nie mów im kto był ich ojcem!...”
Rękopism obejmował liczne wskazówki i użyteczne objaśnienia, nad któremi nie będziem się zatrzymywać, ale które mogły wielce wspierać Jana Deslions w jego przedsięwzięciu doprowadzenia dzieła do pomyślnego końca.
Kiedy przeczytał rękopism, Jan powstawszy biegał po pokoju, dla sporządkowania tłoczących