Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/38

Ta strona została przepisana.

— I cóż się z nim stało?
— Zamordowali go dwaj zbrodniarze nocną porą w tym domu, jednego z nędzników tych nazywano Jego wysokością, a drugiego Alim o ja ich wynajdę! wołał Jan, a potem upadłszy na kolana, zalany łzami, mówił w najwyższym nastroju duszy:
— Mój Boże! w imię méj nieszczęśliwéj pozbawionej zmysłów matki, w imię znieważonéj méj siostry, błagam Cię, powróć mnie na światło dzienne. Dozwoliłeś o Panie, ażeby te dwoje dzieci były ocalone, dozwoliłeś abym wyrósł na człowieka. Ty o Boże dozwoliłeś mi stanąć przed obliczem umierającego ojca i Tyś sprawił żem się stał powiernikiem jego błędów, spadkobiercą pokuty..... Dozwól o Panie abym spełnił dzieło poświęcenia i sprawiedliwości tu na ziemi, dozwól mi życia abym zmazał występki, zmył krew przelaną!

XXVI.
Trucicielka.

Skończywszy swą gorącą proźbę do Boga, Jan uczuł się pokrzepionym, nadzieja na nowo weń wstąpiła.
— Zdaje ci się, że już jesteś wolny? odezwał się węgier z goryczą.
— Coś mi szepcze że tu nie umrę!
Zamiast odpowiedzi, Remeney położył palec na usta na znak milczenia i ukrył światło w kącie. Wtedy spuścił się ze sklepienia kosz okrągły; węgier wyjął z niego dzban pełny, oraz chleb i mięso. Wstawił zaś dzban próżny a kosz poszedł do góry, poczem kamień nasunięto w sklepieniu i niktby się nie domyślił że tam jaki otwór istnieje.
— Chciałbym objaśnić się w jednym punkcie, rzekł Jan, to pewnem jest że jeśli kto wie o mem pobycie w tych podziemiach, to mi przyśle, podobnie jak tobie chleba i wody.
Węgier zapalił drugą świecę, z którą Jan poszedł do piwnicy przez niego opuszczonéj. Znalazł ją w tym samym stanie w jakim zostawił, nie mógł tylko patrzeć bez zadrżenia na szkielet człowieka, który porwał go od matki. Kiedy powrócił do więzienia węgra, zastał go zajętego oddzielaniem tłustości od mięsa, baron Remeney topił nad świecą ową tłustość w skorupie ze dzbanka i następnie zrobiwszy knot z nici przez siebie przędzonych, formował świece na zapas.
— Kiedy zgaśnie ci przypadkiem świeca, jak sobie radzisz, zapytał Jan.
— Mam dwa krzemienie; wydobyta z nich iskra zapala szarpie, następnie dopóty dmucham, aż mi się uda zaświecić zgasłą świecę.
Jan zdziwił się przemyślności nieszczęśliwego węgra.
— Nie znasz co to jest samotność! zawołał. Daniel Foe umieścił okręt rozbity, którego mógł dosięgnąć Robinson Kruzoe; w nim to znalazł on narzędzia rolnicze, broń, proch, zboże i wszystko co mu było potrzeba. — Autor powinien był postawić na odludnéj wyspie człowieka w walce z naturą; nie potrzebował on umieszczać zepsute dziecko owego Robinsona w klimacie szczególnie uposażonym. Pragnąłbym widzieć takiego człowieka, jakim go natura matka uczyniła, wtedy byłoby nastąpiło zupełne zwycięztwo, inaczéj postępując de Foe niczego nie dowiódł.
— Czybym nie mógł się dowiedzieć, jaki fatalizm rzucił cię w tak okropne położenie? powiedział Jan zdumiony, znajdując jasny pogląd tego człowieka, którego umysł nie został zmącony mimo tylu lat więzienia i odsunięcia od stosunków z resztą ludzi.
Węgier pociągnął ręką po chmurnem czole i odrzucił w tył sploty długich włosów spadających mu na plecy. Pierś jego okrywał tylko płat materyi, a obnażone ręce wyciągnął do góry, jakoby wzywał Boga na świadectwo, iż to co powie jest nieskażoną prawdą.
„Miałem lat 24 kiedym się zakochał szalanie w Wandzie Stolinka. Lata dziecinne i młodość przepędziłem o kilka mil od Pesztu, w zamku, który wraz z upadkiem fortuny naszej także popadł w ruinę. O milę od zamku Remeney istniał folwark w naszym języku puca zwany. W folwarku tym żył ze swoją córką podupadły szlachcic Michał Szeszgard. Często odwidzałem folwark, wabiony opowiadaniem Michała o walkach toczonych dla odzyskania niepodległości. Przed nemi rozciągały się obszerne łąki, na których pasły się liczne trzody, strzeżone przez miejscowych wieśniaków w stroju fantastycznym, narodowym. Wanda biegała koło nas, albo usiadłszy śpiewała węgierskie piosnki. Jedna z nich najbardziéj utkwiła mi w pamięci, bo opiewała, że życie jest nieustanną burzą, że nigdy nie doznajem spoczynku, zawieja trwa bezustannie to upałem, to lodem ziejąca. W młodości burza kwiatów, sennych widziadeł, w starości dmą śnieżne zamiecie Lecz burza zostawia zawsze na naszém czole gorejąccem, kilka kropel różanéj rosy!...
Węgier mówiąc to, znajdował się w najwyższym stopiu wzruszenia, a oczy jego pełne łez były.
„Kochałem piękną i młodą dziewicę! była ona wtedy niewinną i odważną.... Kiedy polowaliśmy na wilki na koniach rączych i silnych, to i Wanda nam towarzyszyła z fuzyą na ramieniu, z nożem w ręku. Sokole pióra powiewające na kapeluszu, nadawały jej postać bohaterki ibyła nią rzeczywiście.
„Stoją mi w żywéj pamięci obrazy mych rodzinnych stron, owych dziewiczych lasów i stepów nadcisańskich!....
„Mój ojciec baron Szandor, nie chciał zezwolić na mój związek małżeński z Wandą, lecz powiedziałem jéjże ją kocham, a jéj usta spoczęły na moich; byliśmy zaręczeni przed Bogiem.
— Co poczniemy? zapytałem pewnego wieczoru Wandy.
— Twój ojciec jest stary, odrzekła mi, pobierzemy się kiedy go już nie będzie na tym świecie!
Zadrżałem na tę myśl bezbożną.
— Wtedy, mówiła Wanda, będziesz bogatym, gdyż twój ojciec ma stada koni i wielką liczbę pasterzy. Przez skąpstwo dozwala upadać w ruinę zamkowi: pojedziemy do Pesztu, zobaczysz jak będę piękną, kiedy mi dasz drogocenne ubiory i kolczyki.
„Niedługo po téj rozmowie, pasterz Emeryk doniósł mi, że Wanda podczas nocy przeprawiła się przez wielki Hansag (jezioro) aby poradzić się wróżki Hanksy. Cyganka ta znała zioła szkodliwe i trujące. W kilka dni po téj nocnej wycieczce, mała Trikséj służąca z folwarku, przyniosła do zamku notis, czyli ciastka zaprawne korzeniami.