Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/39

Ta strona została przepisana.

Mój ojciec umarł nazajutrz zjadłszy jedno ciastko; jedno tylko musiało być zatrute, to jest to które Trikséj ofiarowała memu ojcu, gdyż nikt więcej niezachorował, chociaż wszyscy w zamku te ciastka jedli.
„Taki wypadek powinien był mi otworzyć oczy; lecz inaczéj-się stało. Ani na chwilę nie posądzałem Wandy, i dopiero późniejszy czas odsłonił straszną prawdę. W sześć miesięcy po śmierci ojca zaślubiłem Wandę.
Tutaj węgier przerwał swe opowiadanie, aby się uspokoić z doznanego wzruszenia tylu bolesnemi wspomnieniami, a ochłodszy cokolwiek mówił daléj:
— „Jest u nas stare przysłowie, powtarzane przez wieśniaków: „Zginęła sprawiedliwość na ziemi, król Maciéj nie żyje!“ Często przejeżdżając z Wandą mimo folwarków, albo przez wsie, słyszeliśmy wołające za nami kobiety:
Meghole Matliias Kiraly! Król Maciej umarł!....
— „Nierozumiałem wtedy że to była krwawa przymówka mojemu małżeństwu. Wanda przez swą nieroztropność objaśniła mi te wyrazy. Pewnego dnia ujrzałem ją przychodzącą całą we łzach; gdy zapytałem jej o przyczynę tego płaczu, odrzekła:
— Niepodobna mi dłużéj mieszkać w téj okolicy. Dla czego? pytałem znowu, a ona podniósłszy na mnie swe piękne lecz okrutne oczy, powiedziała: ty nie wiesz jakie oszczerstwo śmieli na mnie rzucić! — O cóż cię obwiniają? Wanda rzuciła się w moje objęcia i łkając mówiła: powiadają, żem otruła twego ojca!
Zostałem jakby piorunem rażony! Uchodźmy ztąd, uchodźmy błagam cię, wołała Wanda.
— Lecz kto cię oskarża? krzyknąłem: pierwszemu ktoby ośmielił się wymówić tę potwarz, zamknąłbym usta moim nożem myśliwskim.
— Nie nakazałbyś milczenia tylko temu któregobyś zabił.
— Lecz to niegodnie! wołałem. Ocal mnie ocal, boję się, błagała Wanda. Jéj oczy były obłąkane, drżała na całem ciele, a kiedy miała upaść, porwałem ją na ręce i zaniosłem na łóżko, gdzie mój ojciec oddał ducha.
— Ojcze! zawołałem, przebacz memu nieposłuszeństwu i opiekuj się twemi dziećmi! O ukochany ojcze! jeżeli nas słyszysz i widzisz, ocal tę którą kocham, która nosi twe nazwisko!
Na te wyrazy Wanda zerwała się, jakby ujrzała cień przezemnie wywołany....

XXVII.

„Wybiegła z pokojów i skryła się w stodole, gdzie znalazłem ją zakopaną między snopami zboża.
— Otrzyj łzy, rzekłem całując ją w czoło, jutro ztąd wyjedziemy. I rzeczywiście ze świtem byliśmy już w drodze. Miałem zamiar pojechać do Pesztu, aby ułożyć co daléj mamy zrobić. W chwili opuszczania zamku, słyszałem Słowaka zaprzęgającego konie, który mówił do siebie: Król Maciój nie żyje!
„Jadąc z Wandą, spotkaliśmy w jednéj wiosce na popasie bandę cyganów grającą i tańcującą. Jakkolwiek był to widok u nas dość zwyczajny, zatrzymałem się przecież aby przyjrzeć się tym czarnym brodom, białym płaszczom i ogorzałym, twarzom. Wszyscy kręcili się szalonym wirem, przy dźwięku gęśli i bębna. Spostrzegłszy nas, jedna cyganka wyszła z koła, w nadziei otrzymania jakiego datku. Kiedy zbliżyła się do mnie, wzięła moją rękę i utkwiła w nią swój wzrok badawczy, potem rzekła głosem poważnym.
— Otoczony jesteś dwoma zbrodniami, będziesz żywcem zakopany, lecz wyjdziesz z grobu wtenczas, kiedy się wynajdzie dziecko porwane.
„Pierwsza spełniona zbrodnia, było otrucie mojego ojca, a w następnym roku, miałem być świadkiem drugiéj..... Działo się to 10 Stycznia w śród najtęższej zimy, kiedy stanęliśmy z Wandą w Peszcie, umieściwszy się w hotelu pod znakiem Królowéj angielskiéj. Upłynął cały tydzień bez powzięcia stałego zamiaru, bo Wanda proponowała mi zamieszkać w Wiedniu lub Paryżu. Zgadzałem się na to pierwsze miasto, lecz Paryż był dla mnie niemożliwym, gdyż nie podobna było urządzić naszego majątku w ten sposób, abym dochody z dóbr mógł otrzymywać we Francyi. Wanda upierała się długo przy Paryżu, lecz w końcu uległa. Powróciłem więc do zamku dla poczynienia stosownych przygotowań i wydania należytych rozkazów, ale jakże byłem zdziwiony za powrotem po trzechdniowéj nieobecności w Peszcie, kiedym się do wiedział, że pani odjechała, zostawiwszy tylko list do mnie adresowany. Pisała ona:
„Nasz kraj stał się dla mnie nieznośnym, oczekuję cię więc w Paryżu, będąc pewną iż przebaczysz mi takie postąpienie z powodu uczuć jakie mną powodują i pewna jestem, iż mi przyniesiesz do Paryża przebaczenie.”
W jednéj chwili powziąłem postanowienie: pośpieszę za Wandą. Nie byłem dosyć usposobiony, abym dozwolił szarzania mego nazwiska po perfumowanych rynsztokach galanteryi francuzkiéj. Wanda zabrała z sobą wszystkie kosztowności, jakie mogła z sobą unieść; była to kobieta jak widzisz, bardzo przezorna. Trzeba ci wiedzieć, że u nas bardzo trudno jest zebrać większą summę w gotówce, zostawiłem więc zarząd mego majątku wiernemu słudze sprzedawszy naprzód 10-letnie zbiory na pół darmo, więcej zaś co mi brakowało dopożyczyłem i spiesznie gotowałem się do wyjazdu. Mimo jednak wszelkiego pośpiechu, przygotowania i interesa moje nie dozwalały mi wcześniéj opuścić kraju, jak po upływie sześciu tygodni. Miałem już wyjechać do Paryża, kiedy zostałem aresztowany i uwięziony w fortecy Leopolstadu. Odmówiono mi wszelkiego usprawiedliwienia, a nawet nie mogłem się dowiedzieć jaki mi występek zarzucano, pisałem więc listy i proźby do Wiednia oraz do Pesztu.
„Po upływie dopiero roku, dzięki wstawiennictwu księcia Es..... uwolniony zostałem z więzienia; w pięć dni potem byłem już w Paryżu. Trudy i niezmordowane poszukiwania doprowadziły mnie nareszcie do powzięcia wiadomości, że baronowa Remeney, mieszka na ulicy Ponthieu w pałacu kupionym od bogatego bankiera Roberta Kodom; wpadłem więc do pierwszego fiakra i kazałem się zawieść na ulicę Ponthieu.
— Pani baronowa Remeney? zapytałem służącego.
— Pani baronowa wyjechała z Paryża na wojaż.
— Do jakiego kraju?
— Nie wiem.
— Kiedyż powróci?