Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/41

Ta strona została przepisana.

to odbywała się drama, z tamtąd wybiegały jęki, poprzednio przezemnie słyszane.
„Byłem pewny swego, bo suknie zawieszone w tym pokoju, wszystkie rzeczy tam się znajdujące przekonywały mnie, iż tu jest Wanda, którą tak ukochałem. Jest to niezaprzeczonem, że gdy podasz mężczyźnie chustkę, rękawiczkę, wachlarz, lub jakikolwiek przedmiot należący do kobiety przez niego kochanej, to on znajdzie ją i pozna w najdrobniejszym strzępku.
„Ona jest tam, o kilka kroków odemnie, pomyślałem; co więcéj poznałem jej głos.... Trzeba jednakże raz skończyć, wyrzekła z niecierpliwością. Druga kobieta przerywając jéj mowę, zawołała ze łkaniem:
— Błagam cię pani miej litość nademną! nie byłam jeszcze matką kiedy zgodziłam się na ten targ haniebny. Teraz nie mam odwagi. Zostaw mi moje dziecię! wolę nędzę z niem cierpieć....
— Już nie ma czasu do rozprawy, przerwał męzki głos, po którym poznałem, że to jest Robert Kodom. Znaleziono cię umierającą w komórce na ulicy Provence, nieporządne życie i choroba postawiły cię bez ratunku.... Kupiłem twoje dziecko, bez wątpienia wolałbym ażeby się urodziło nieżywe, nieszczęście inaczej zdecydowało, a więc teraz trzeba aby twoje dziecię znikło i żebyś uchodziła za matkę téj córeczki, która tu leży w kolebce.
— To okropnie! krzyknął Jan Deslions.
— A jednakże jeszcze to jest niczem, zawołał Węgier chodząc wzruszony po więzieniu. Mam dotąd w żywéj pamięci tę noc złowrogą ach! nikczemni.... są chwile gdzie człowiek zwątpi o wszystkiem! Chciałby on ażeby sprawiedliwość Boża dała się poczuć widocznie, natychmiast, żeby kara nastąpiła bezwłocznie za samą myśl zbrodniczą, iżby piorun zdruzgotał nędzników, urągających się zuchwale prawom Bożym i ludzkim! Czyż oni wierzą w bezkarność? O sprawiedliwość niekiedy późno następuje, ale jéj godzina zawsze przychodzi Są tygrysy i hyeny mające postać ludzką, dusza w nich nie bytuje, ale dziki instynkt przez który działają, pragnienie krwi serce im pali.
Węgier zrobił jeszcze kilka kroków, potem uchwycił dzbanek z wodą i poniósł drzącemi rękami do ust spieczonych. — Po krótkim przestanku tak daléj opowiadał.
„Wyrazy które słyszałem, nie pozostawiły dla mnie żadnej wątpliwości. Chciwa strojów i brylantów, dręczona żądzą błyszczenia, baronowa Remeney sprzedała swe wdzięki.
„Przez jéj to wpływ bankier Robert Kodom wystarał się aby mnie uwięziono w fortecy Leopolstadtu. Kto wie? może byłem denuncyowany, skompromitowany przez listy bezimienne napisane przez Wandę do władz austryjackich. Kiedy odzyskałem wolność, bankier i Wanda wcześnie o tem uwiadomieni, przedsięwzięli wszelkie środki, aby ukryć swe postępki przed skutkami mego gniewu — bo Wanda wiedziała, żebym ją zgniótł jak podłą żmiję. Głownem zadaniem było ukryć owoc jéj występku, dla dopięcia tego znaleziono dziewczynę uliczną, której powiedziano:
„Oto masz z czego będziesz żyła; wkrótce zostaniesz matką, zrobiemy to, że dziecię twoje zniknie z tego świata, w jego miejsce weźmiesz dziecię innéj kobiety, nieszczęśliwa zgodziła się na ów targ bezbożny, nie była jeszcze matką!.... Lecz teraz kiedy trzymała swe dziecię w objęciach, gdy widziała istotę niewinną, swą krew i ciało odrodzone bez zmazy, zabrakło jéj serca. Jak bądź nizko upadnie kobieta, tkwi w niéj przecież uczucie, które gaśnie tylko wraz zżyciem! Święte macierzyństwo, miłość przedłużenia swego istnienia w życiu następnych pokoleń. To Bóg sam tak rozporządził, bez tego uczucia ludzkość byłaby wygasła i z dzieł Jego, nie pozostałyby tylko ponure i puste planety, krążące wiecznie w nieskończoności.
„Żadna modlitwa nie wzniosłaby się do Niebios! a proźba duszy czystéj i sprawiedliwéj podoba się Bogu, wynagradza przekleństwa tysiąca przewrotnych. Kiedy ogień z nieba padł na Gomorę, znajdował się tylko jeden sprawiedliwy w tem mieście, tylko jeden! i Bóg mu rozkazał gród ten opuścić. Gdyby ich znalazło się dwudziestu, byłby może Wszechmocny przez łaskę dla nich, przebaczył reszcie.
Wynurzywszy swe oburzenie, Węgier ciągnął dalej opowiadanie:
„Nieszczęśliwa matka, rzuciła się do nóg bankiera.
— Daléj, zawołał tenże, dosyć tych skarg i narzekań nieużytecznych!

XXIX.
Uwolnieni.

Tu Jan przerwał opowiadanie zapytaniem:
— Czy mogłeś widzieć co się tam działo?
— Dotąd, odpowiedział Węgier, mogłem słyszeć co rozmawiali, lecz wtedy odsłoniłem draperyą, i gdy z drugiéj strony drzwi, zasłona była napięta, mogłem widzieć straszną scenę, nie będąc widziany.
„Robert Kodom porwał dziecko.... kobieta przytrzymywała go, krzycząc: nie, nie, ja nie chcę, nie dopuszczę tego! Ale Kodom odepchnął ją kopnąwszy nogą i chwyciwszy dziecię za nóżkę, strzaskał mu głowę o marmurowy kominek.....
— To straszne! krzyknął Jan ze wstrętem.
— Wyskoczyłem z ukrycia, mówił dalej gorączkowo Węgier, dla wyrwania z rąk oprawcy tej nieszczęśliwéj istoty, lecz zaledwie ukazałem się a w tejże chwili pochwyciła mnie żelazna ręka. Dwaj ludzie zamaskowani, których widziałem z mularzem, weszli i stali przezemnie niedostrzeżeni. Broniłem się zacięcie i byliby mi nie dali rady, gdyby nikczemnicy nie byli się przygotowali na tę zasadzkę. Prawie w mgnieniu oka, zostałem skrępowany powrozami. Ujrzawszy mnie Wanda, nie mogła wstrzymać się od wykrzyknięcia z przerażenia. Bankier prawie instynktowo stanął nad ciałem nieszczęsnego dziecięcia, zamordowanego jego rękami. Matka padła bez przytomności.....
— Zabójco! krzyknąłem, zęby zacinając — Wanda zwróciwszy oczy ku Robertowi Kodom, wskazała na mnie, a potem rzekła:
— Jeżeli on żyje, to ja zgubiona!
— Bądź spokojną, odparł bankier, skinął na ludzi trzymających mnie i usiłujących uprowadzić z tego pokoju. Chociaż mocno byłem skrępowany, przecież tak silny opór siepaczom stawiłem, że chwilowo zwątpili o swój nademną przewadze.
— Zaczekajcie, rzekł do nich bankier. Potem wziął zabite dziecię, wsunął go w wydrążenie mu-