Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/47

Ta strona została przepisana.

— Milordzie, rzekł Adryan, gdybyś przynajmniej miał akcent Gaskończykn?
— Nie wierzycie mi?.... i to zapewne chciałeś pan powiedzieć.
— Uwierzonoby panu z pewnem wahaniem.
— A więc panowie! mam nadzieję pokazać wam w Paryżu rzeczy daleko niezwyczajniejsze jak te, które was zadziwiają.
— Lecz w rzeczy saméj, powiedział Raul, nosisz nazwisko romantyczne!
— Nazwisko Trelauney, przyjaciela lorda Byrona, tego który jak utrzymują dostarczył poecie typu do Korsarza.... We Francyi usunąłem podwójne v, dla ułatwienia wymawiania, lecz ten Trelawney był moim ojcem! Lord Ellies mój wuj, zostawił mi w dziedzictwie swój tytuł, z warunkiem iż dowiodę, że mój ojciec nie zrobił mezaliansu żeniąc się z Indyanką. Nic prostszego: moja matka udowodniła swego szlachectwa, wywodząc pochodzenie od dwudziestu wieków, przed wcieleniem pierwszem Budhy — około sześciu tysięcy lat!
— Milordzie, zawołał Adryan, upokorzysz całe nasze przedmieście Saint-Germain.
— Nim upokorzę, pierwéj chcę go poznać.
— Będę miał zaszczyt przedstawić cię milordzie kilku członkom mój rodziny.
Anglik skłonił się na znak podziękowania i zapytał:
— Czy znasz pan baronową de.... de... damę węgierską.

III.
Gidzie spotkamy nasze dawne znajomości.

— Panią de Remeney? zapytał Raul.
— Tak, tak.... de Remeney.
Adryan Saulles zarumienił się cokolwiek.
— Tak milordzie, odrzekł z niejakiem zakłopotaniem.
— Do licha! dodał Raul, takim jakim tu pan widzisz mego przyjaciela Adryana, ma on zamiar połączenia się związkiem małżeńskim w tej rodzinie.
— Więc baronowa ma córkę?
— Znajduje się u niej aniołek w 17 wiośnie życia, nazywa się panna Jadwiga; baronowa jest jéj chrzestną matką. To jest wszystko co można wiedzieć.... Złe języki utrzymują, że tytuł chrzestnej matki jest pozorem do pokrycia daleko świętszych obowiązków; co bądź wszakże panna Jadwiga jest piękna jak świeżo rozwinięty kwiatek i dostaje w posagu sześćkroć stotysięcy franków.
Trelauney obrócił się do p. Saulles i zapytał go:
— Pan kochasz tę młodą osobę?
— Kocham ją odpowiedział szczerze oficer i kiedy ją pan poznasz, pokochasz ją także.
— Kiedyż ślub nastąpi?
— Byłby dziś miał miejsce, gdyby nie tragiko-wypadek, który cały dom wstrząsnął.
— Co się to stało?
— Scena magnetyzmu.
— Oh! oh!
— Traf nieszczęśliwy. Młoda kobieta trzymająca dziecię na ręku, upadła przy bramie pałacu; umierała z zimna i głodu. Jadwiga umieściła ją przy ciepłym kominku, dała jej obiad; ona to uratowała te dwie istoty. I cóż! trzeba żeby się był zjawił kawaler Pulnitz.... i żeby ta kobieta upadła przed tym domem, wszystko traf zrządził, nareszcie żeby ona w czasie balu powiedziała niestworzone rzeczy....
— Cóż ona powiedziała?
— Same niedorzeczności.
Lord Trelauney utkwił badawczy wzrok w panu Saulles i rzekł:
— Czyż ona nie powiedziała, że się w tym pałacu znajduje ukryty skielet dziecięcia?
— Tak! zawołał Adryan blednąc.
— Ach! dodał Trelauney, bo też skielet znajduje się tam rzeczywiście.
— Zkąd pan wiesz o tem?
— Wiem i to tylko mogę panu wyznać. Potem Anglik dodał obojętnie: Zresztą fakt podobny nieraz się przytrafił. Czytałem kiedyś w gazetach iż przy rozwalaniu domu przy bramie St. Denis, mularze znaleźli skielet człowieka schowany w wydrążeniu muru.
Jednakże przerwał Raul, zwyczaj ten nie upowszechnił się we Francyi.
Adryan Saulles powstał bardzo wzruszony i powiedział:
— Jakakolwiek tajemnica otacza ten dom, to przecież kocham Jadwigę i zaślubię ją. Odłączę się od pani Remeney, a jeżeli baronowa niegodną się okaże i jeśli majątek jéj pochodzi z wątpliwego źródła, to się bez niego obejdę.
Lord patrzał na młodzieńca z najwyższą sympatyą i rzekł:
— Widać że pan jesteś żołnierzem, to się nazywa mówić szlachetnie.
— Milordzie! odpowiedział Adryan ze łzami w oczach, jakaż wina może ciążyć na Jadwidze? Nic podobnego nie byłoby nastąpiło, gdyby ona nie uratowała téj nieszczęśliwej i jéj dziecięcia....
— Któż to była przecież ta kobieta?
— Niewiadomo, powiedziała tylko że się nazywa Ludwika Deslions....
— Ludwika Deslions!.... krzyknął Trelauney.
A po chwili pewnego milczenia, odezwał się ściskając rękę Adryana.
— Tak panie! cokolwiek zajdzie, zaślubisz Jadwigę, przysięgam!
Raul Villepont zawołał z podziwieniem:
— Pan znasz Ludwikę?
— Ludwikę?.... odrzekł Trelauney, nie jest że to dziewczyna którą pan uwiodłeś?
— I cóż? zapytał Raul.
— Oto dziecię umierające z zimna, było twoje!
Rysy twarzy Raula objawiały zmięszanie. — Być może, rzekł cicho i dodał: Zresztą kazałem zabrać dziecię.
— Przez kogo?
— Przez jednego człowieka zdolnego do takich czynów, niejakiego pana Combalou, którego ci rekomenduję milordzie.
— Jakim sposobem matka mogła się zgodzić na to?
— Ona się nie zgodziła.
— Porwano jej dziecię?
— Mało mnie to obchodzi, byleby mi malca nie podrzucono.
— A Ludwika?
— Combalou powiedział, że została obłąkaną... to mnie wcale nie zadziwia, bo ona jest nie zwykłego usposobienia, entuzyastka, egzaltowana.