licytował zamek należący poprzednio do pana Villepont....
— Czy już go pan zwiedzałeś?
— Jeszcze nie.
— A więc będzie to dobra sposobność.
— Co pan sądzisz o położeniu pana Villeponta?
— Mniemam, że musi bardzo źle stać w swoich interesach.... Biegają zatrważające o nim pogłoski, powiadają, iż wszystko spienięża.
— Zapewniają również, że akcyonaryusze stowarzyszenia pakiebotów na morzu Azoffskiem, mają mu proces wytoczyć, odezwał się Anglik.
— Jeżeli ta wieść sprawdzi się, to Villepont jest zgubiony.
— Nieszczęście!
— Ależ podobno pan kupłeś wielką ilość tych akcyj?
— Już się ich pozbyłem.
— I znalazłeś milordzie nabywców?
— Po cenie bardzo nizkiéj, ale ich znalazłem.
— Winszuję panu!....
Ślub Adryana Saulles z Jadwigą odbył się wieczorem o jedenastéj godzinie; po północy młodzi małżonkowie pojechali pocztą do Fontainebleau. Kiedy już zniknął powóz z oczu widzów, Trelauney wsiadając do swojego ekwipażu, dla powrócenia do Auteuil, wzniósł oczy do nieba z cichą modlitwą, mówiąc: Panie! ty oddzielisz dobre ziarno od kąkolu!
Suryper czekał na swego pana, który ujrzawszy go, rzeki:
— A więc znalazłeś?
— Tak, milordzie.
— Wiesz gdzie jest Ludwika?
— Ona się znajduje w szpitalu Salpetrière.
— Widziałeś ją?
— Widziałem.
— W jakim stanie?
— Ponurą i milczącą, ciągle żąda swego dziecięcia głosem rozpaczy, aż się serce kraje.
— Oddamy go nieszczęśliwéj, odpowiedział Jan.
Gdyż to był Jan Deslions, a nie lord Trelauney, który nazajutrz udał się do szpitala obłąkanych. Jan leśniczy — w ubiorze jaki nosił będąc jeszcze w Mesnil. Zażądał on widzieć się ze swą siostrą, i wkrótce ją też przyprowadzono. Ludwika spojrzała nań z zadziwieniem....
— Nie poznaje mnie, mówił Jan do dozorcy.
— Jednakże jest spokojniejsza niż zwyczajnie, odpowiedział.
Jan wyjął rozkaz legalny, upoważniający go do odebrania Ludwiki i takowy doręczył dozorcy, potem rzekł do siostry:
— Chodźmy ztąd.
Ludwika załamała ręce z rozpaczą i zaczęła wołać.
— Wydarto mi go, uniesiono, och straszny dom gdzie dzieci zabijają, ono umarło z zimna, potoczyło się po ziemi.... zraniło.... była czerwona wstęga krwi na śniegu!....
Jan wziął ją łagodnie za ręce, mówiąc z rozczuleniem:
— Ludwiko to twój brat cię prosi, chodź do naszej matki; twoje dziecię żyje, ujrzysz go znowu.
— Moje dziecię!.... szepnęła obłąkana.
Sprowadzono ją do oczekującego fiakra przy bramie, zaledwie usiadła, a już zasnęła. Fiakier pojechał do stacyi kolei Montparnasse, gdzie Suryper przygotował dla niéj osobny wagon. Kiedy się to działo na na dworcu kolei w Paryżu, szczególna scena zaszła na stacyi w T.... Sześć osób opuściło pociąg przybyły z Paryża i weszło na stacyi. Skoro pociąg ten ruszył w dalszą drogę, ludzie ci udali się do bióra, gdzie siedziało dwóch urzędników i jeden posługacz.
— Co rozkaże Wasza dojstojność? zapytał jeden z przybyłych.
— Chwila dobrze jest wybrana, odpowiedział Dostojnik, daléj naprzód!
I w mgnieniu oka dwaj urzędnicy oraz posługacz byli przez przybyłych napadnięci i powaleni.
Każdy z przybyłych towarzyszów miał z sobą torbę podróżną z której wydobył postronki. Związano więc temi urzędników i nie miano wielkiéj trudności zamknąć im usta. Tymczasem Dostojnik wdział ubiór pomocnika zawiadowcy stacyi i włożył jego kaszkiet na głowę. Jeden z ludzi, którym był znany nam Poeta, podobnież uczynił wdziewając uniform drugiego urzędnika, poczem obaj usiedli na platformie. Dzwonek oznajmił o nadchodzącym pociągu z Dreux.
— Baczność! rzekł Dostojnik.
Odgłos kół stopniowo zbliżał się do stacyi, usłyszano dwa świśnięcia i lokomotywa zwalniając pochód, nareszcie zatrzymała się przed dworcem. Z przybyłego pociągu wysiadł tylko jeden podróżny, wsiadło zaś kilku wieśniaków, którym bilety sprzedał poeta. Dostojnik zadzwonił na znak ruszenia pociągu.
— Ej panie! krzyknął nadkonduktor tren prowadzący.
— Co tam?
— Pan jesteś świeżym zawiadowcą tej stacyi?
— Dla czego się pan pytasz?
— Gdzie jest pan Bergier?
— Ja go zastępuję.
— Odkąd?
— Od dzisiejszego poranku.
— Więc on na urlopie?
— Na piętnaście dni.
— A więc pan dzwonisz sobie spokojnie, nie pomyślawszy o pośpiesznym pociągu z Paryża?
— Pociąg idący do Rambouillet?
— Tak.
— Znajdziesz go pan na stacyi w Wersalu.
— Cóż więc takiego zaszło, że się tu spóźnił?
— Wypadek z machiną. Podróżni pojadą pociągiem o piątéj godzinie.
— Jesteś pan pewny tego?
— Najzupełniéj.
— Więc ruszajmy.
Dostojnik gwizdnął i pociąg ruszył z miejsca.
W czasie kiedy Ludwika spała w wagonie, Jan wpatrywał się w nią z miłością. Suryper na ten widok nie mógł się wstrzymać od uronienia łzy rozrzewnienia.
— Masz siostrę, zapytał go Jan.
— Nie panie, ale to jest wszystko jedno.
— Ty także urodziłeś się do szczęścia, powiedział Jan.
— O tak panie, odrzekł Suryper, utkwiwszy smutne spojrzenie w byłego leśniczego, a potem dodał: Pan nie poznałeś mnie?