Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/63

Ta strona została przepisana.

na zasówkę. Wydostałem nareszcie ów upragniony pugilares, który na zawsze miał mi zapewnić niezależność. Zawahałem się wyjąć ołówek zamykający jego okładki, pomyślawszy, że może wyrazy umierającego Surypera były wymówione w obłędzie gorączki! — Jeżeli był pustym? albo jeżeli obejmował tylko nic nieznaczące papiery?
— Daléj..... odwagi! powiedziałem, wypiwszy szklankę wina dla dodania sobie energii, — spotkajmy się oko w oko z przeznaczeniem.
Pugilares zawierał trzy lub cztery listy z Owernii. Wuj Surypera umarł w Raufiac, gruba Teresa poszła za mąż, a Jan Ludwik wyciągnął los do wojska.

XIV.
Co się znajdowało w pugilaresie.

W odwrotnéj kieszeni na prawo mieściła się kartka z rachunkiem za robotę murarską na imię Surypera, dowiedziałem się więc o rodzaju zatrudnienia człowieka, którego przybrałem nazwisko. Ale ja jego majątku na teraz szukałem. Nowa obawa ze drżeniem ogarnęła mnie, otwierając przedział na lewo. Nic nie zdradzało obecności ważnych dokumentów, nie znalazłem żadnych śladów papierów ze stęplem urzędowym. Patent, rachunki pokwitowane, pomiary robót mających się rozpocząć. Już zacząłem rozpaczać, kiedy wysunął się nędzny i mały list z pomiędzy dwóch faktur, list niezbrudzony i świeższej daty. Podpisany był przez Renault’a, notaryusza na ulicy St. Croix-des-petits champs; w liście tym pan Suryper przedsiębiorca murarski, proszony był o przybycie do kancelaryi dla powzięcia wiadomości, o testamencie pana Bigot, jego wuja zmarłego w Condat.
Tak się kończył ów list do którego dołączono przez zbytek ostrożności, adres p. Renault. Po zapłaceniu za śniadanie, pozostało w méj kasie tylko 40 su. Kazałem przywołać fiakra i dałem mu adres notaryusza. Piękny był i uprzedzający ten pan Renault! Po wymienieniu mego nazwiska i celu przybycia powiedział:
— Panie, racz naprzód usiąść.
Na to uprzejme zaproszenie, usiadłem. Oczekiwałem, gdy tymczasem notaryusz przeglądał akta pożółkłe z zielonemi etykietami, złożone na półkach i uporządkowane od r. 1794. Kiedy skończył swój przegląd, odsunął okulary aż na czoło, aby się lepiéj mnie przypatrzyć. Mogłem mniemać że moja fizyognomia, nie bardzo korzystne na nim zrobiła wrażenie, gdyż odezwał się kiwnąwszy głową:
— W czemże panu mogę być użyteczny?
— Moje nazwisko objaśni pana o wszystkiem, a ten list i podałem mu pismo zaadresowane przez jego dependenta do Surypera. Spuścił okulary na dawne miejsce i zaczął czytać doręczone mu pismo.
— Ach bardzo dobrze panie.... zawołał: interes Surypera!
Młody wysokiego wzrostu człowiek około trzydziestu lat mający, drzwi uchyliwszy ukazał swą bladą twarz, otoczoną gęstemi faworytami.
— Mój towarzysz! wyrzekł notaryusz z pewnem znaczeniem przedstawiając głowę nowo przybyłego. Człowiek bardzo zdolny, którego wziąłem do siebie znalazłszy w izbie pewnego woźnego, lecz który zapewniam pana, zajdzie daleko w naszem delikatnem zatrudnieniu. Pierwszy pomocnik notaryusza rzekł:
— Pan przybywa jak o pełnomocnik osoby interesowanej, albo....
— Jestem sam w własnej osobie. Nazywam się Surypere.
— Ach! pan jesteś Surypere?
Miał minę zadziwionego, obracając się do notaryusza.
— Po 15 dniach daremnego oczekiwania, widząc że się spadkobierca nie zgłasza w interesie tak ważnego spadku, ośmieliłem się powziąć niektóre informacye.
— Sama mądrość! Jużem panu wspomniał, że ten człowiek ma wielką przyszłość przed sobą! — zawołał z uwielbieniem p. Renault.
Pojmujesz lordzie żem nie siedział na różach, czekałem końca, który wszakże nic strasznego mi nie zwiastował.
— Odpowiedziano mi, że p. Surypere upadł na ulicy jakby nieżywy, ze wszystkiemi oznakami otrucia i że dwaj ludzie litościwi kazali go zawieść do szpitala.
— Oto jest panie moje świadectwo z domu zdrowia dziś przez naczelnego lekarza podpisane, — odpowiedziałem blademu człowiekowi, podając pismo które wydobyłem z pugilaresu.
— Doskonale, — rzekł rzuciwszy okiem. Pan bezwątpienia pragnie odczytać kopią, którą nam nadesłał nasz kolega z Condat.
— Nic więcéj.
— Mogę panu objaśnić w kilku wyrazach stan interesu; pan Bigot właściciel winnic, umarł w swym folwarku Noires-Terres w okolicy Condat, zostawiwszy majątek oszacowany na 80 tysięcy franków. Połowę téj fortuny przyznał swej gospodyni która go w starości pielęgnowała. Wdowa.... rozumiesz pan wdowa...
— Cóż mnie ona obchodzi?
— Zapewne, jest to szczegół który pana kosztuje 40 tysięcy franków, gdyż pan jesteś jedynym prawnym spadkobiercą czcigodnego p. Bigot. Bez téj wdowy.... jakże mam się wyrazić?
Nie mogłem się powstrzymać, aby nie okazać mojej niecierpliwości.
— Tak, masz pan racyą, nazwisko nie stanowi nic w interesie.
Sens moralny jest taki, że został majątek około 80 tysięcy franków wynoszący, który oczekuje na pana w pobliżu Clairmont-Ferrand. Masz pan tylko do zaspokojenia koszta spadkowe i notaryalne.
Ukłoniłem się i zapytałem:
— Co wypada mi zrobić, proszę pana, abym otrzymał część spadku na mnie przypadającą?
— W posiadanie i używalność! mój Boże! nic, albo bardzo mało. Dostatecznem będzie nabyć bilet na stacyi z Lyonu do Clairmont; resztę drogi jedzie się w powozie.
A poszukawszy w przewodniku kolei żelaznych dodał:
— Pociąg wieczorny odchodzi o 8-ej godzinie, masz pan czas zrobić wszelkie przygotowania do podróży.
— Stokrotne podziękowanie, panie.
— Jeszcze nie, jeszcze nie, — naszym obowiązkiem udzielić panu kopię aktu, a w notaryacie nie możemy pomijać naszych obowiązków. Chciéj pan dozwolić mi kilka sekond, wkrótce powrócę.