Dyrektor po przedstawieniu, wyszedł przez dyskrecją. Czyliż pamiętam cośmy sobie powiedzieli?! to tylko wiem, że przez całą godzinę naszej rozmowy, która się minutą zdawała, ona trzymała mą rękę a ja nie posiadałem się z radości. Klucz skrzypiący w zamku ostrzegł nas, że nadeszła chwila naszego rozłączenia, lecz zakonnica oświadczyła, iż dozwolonem nam zostało widywanie się w każdą niedzielę. Było to bardzo mało, ale razem i wielkie szczęście dla obojga.
Nareszcie.... nareszcie nadszedł ów pożądany pakiebot. Dyrektor dotrzymując obietnicy, nie przepomniał naszego interesu, papiery potrzebne do zawarcia małżeństwa nadeszły w komplecie. W ośm dni potem byłem z Martyną połączony.
Z początku zaraz wzięła się ona do uporządkowania skromnéj siedziby, zawiesiwszy u okien firanki, tam na ścianie obrazek, ówdzie ustawiwszy sprzęty, prawie niepostrzeżenie z naszego mieszkania istny raj zrobiła. Otóż jesteśmy we dwoje!
Martyna była silnego temperamentu, z wypukłem czołem które objawiało w braku inteligencyi, uporczywość w raz powziętym zamiarze. Pochodziła ona z dobrej familii z Vignerons w Burgundyi. Wszystkie szczegóły dotyczące jéj urodzenia, dowiedziałem się dopiero w chwilach miodowego miesiąca po naszem weselu. Jéj matka, o ile pojąłem z opowiadania niezmiernie oględnego, była to wiejska kokietka, ambitna i lekkomyślna. Kochała swe dzieci, lecz tylko jak rzecz do niéj należącą. Byłaby pogroziła widłami temu, ktoby ośmielił się zaczepić jéj córkę, lecz to nie przeszkadzało, mimo owéj opieki czujnéj i zazdrosnéj, ażeby które z dzieci nie otrzymało co dzień surowéj kary po powrocie do domu.
Z powodu takiego wychowania, składającego się naprzemian z wygórowanych pieszczot i szturchańców, Martynie pozostała owa bojaźń dziecięca z płaczliwym uporem, kiedy jaka myśl uczepiła się jéj głowy. Słuchała uwag sobie robionych, z dobrocią i pozornym spokojem, lecz takowe jéj przekonań zmienić nie zdołały. Zresztą nie była wcale złą i owszem bardzo odważną. Okazywała ona dla mnie najżywszą wdzięczność za wszystko co dla niéj zrobiłem; podzielała ze mną wszelkie trudy i pracowała motyką łub taczkami jak dzielny parobek. Ale wieczorem, kiedy usiadłem do stołu, albo chciałem odpocząć przy ognisku, myśląc o lepszym bycie na przyszłość, ona z pochylonem czołem, bez desperacyi lecz i bez uniesienia, jednostajnie odpowiadała:
— Gdzie się żyje, tam jest dobrze.
Żyliśmy téż bez wielkich wysileń i domowych wypadków, była więc szczęśliwą.
Unikałem najmniejszem słówkiem zapytania o jéj chwile młodości, a tem mniéj o powód, który ją zaprowadził do Kayenny; cała moja spokojność domowa polegała na mojéj niewiadomości. Zresztą, jéj zwierzenia nie przekraczały nigdy granicy pamiątek wyniesionych ze wsi rodzinnéj. Wiedziałem tylko, że z powodu powiększenia się jéj familii, była zmuszoną przyjąć obowiązki w Dijon, odtąd jéj życie pokrywała zasłona milczenia. Nie otwarła ona nigdy ust dla wypowiedzenia o swym pobycie w mieście, a ja nie chciałem ją o to badać. Nadmieniłem żem unikał wszelkich pytań o przeszłość już przez rozsądek, już dla ucieszenia się spokojem domowym.
Nie ma więcéj błogosławionego zakątka nad ognisko domowe! przedewszystkiem kiedy w niem nie brakuje téj radości, tego błogosławieństwa, które nazywa się dziecięciem.
Ale ja o niczem nie Wątpiłem! Zrobiłem już kołyskę, umieściwszy ją w najwygodniejszym kątku pokoju, zasłoniętym przed palącemi promieniami słońca. Starania te, miałem nadzieję że Martynę rozczulą, tymczasem patrzała na to obojętnie, a nawet z przerażeniem. Śledziła ona wszelkie moje trudy w tym celu podjęte swem okiem jasnem i niebieslciem, lecz nie znalazła dla mnie dobrego słówka zachęty. Niekiedy nawet jéj czoło pokrywały chmury, a kiedy troszczyłem się jaka myśl ją może niepokoić, wtedy ona przyszedłszy do mnie, mówiła głosem brzmiącym:
— To nic mój drogi Piotrze, jesteś dobrym i ja cię kocham.
Więc z nowym zapałem brałem się do przybijania, czyszczenia, wymywania, dopóki ręce mi nie upadły ze zmordowania. Wtedy podając mi kieliszek wódki z manioku, całowała z takim wyrazem twarzy, jakby prosiła mnie o przebaczenie. Ależ za co, dla czego? Nie zmuszałem ją do żadnych zwierzeń.
Nie miałem milszego zatrudnienia, jak przygotowywać gniazdko dla tyle upragnionego i spodziewanego herubina. Trzeba było zrobić z niego wolnego obywatela. Jak wszędzie tak i w Kayennie majątek nie przeszkadza swobodzie; przyszła mi więc myśl zostania bogatym. Martyna, któréj powierzyłem mój plan spekulacyi, odpowiedziała mi ze swym wiecznym uśmiechem:
— Na co się to przyda?
Przeczuwałem na dnie té jnatury biernéj, ale i uporczywéj, jakąś ranę dotąd nie wyleczoną. Czyż ona cierpi za przeszłość? być może! Przyszłość jednakże uśmiechała się do nas, zarabiałem bowiem niemało, jako murarz pracując. O mile prawie od St-Laurent, niedaleko oceanu, administracya udzieliła mi dwa hektary pola gliniastego, na którem spróbowałem uprawiać bawełnę, nie bez dobrego skutku. Miałem więc pieniądze i nie pozostałem na nie obojętnym. Pieniądze, żyjąc w małżeństwie, dają możność bytu spokojnego, a nawet pewną wykwintność nastręczają. Mieliśmy już sprzęty jesionowe jak prawdziwi mieszczanie, tylko nie politurowane, czego sobie na teraz odmówić musieliśmy. Za to zbytek niesłychany, o którym będąc bezżenny nigdybym nie zamarzył! Zbytkiem tym było lustro, nabyte od kapitana okrętu, za pół tuzina miar wódki z manioku. Martyna tego dnia uśmiechała się radośniéj.
Byłże to skutek z nabytego zwierciadła? — kto wie? Pewnego dnia przebudziła się mocno zarumieniona na obu policzkach i uprowadziwszy mnie na bok, ucałowała z rozrzewnieniem serca, jakiego w niéj nigdy nie widziałem. Przeczułem ważny u nas wypadek. Ukrywszy lica na mem łonie objęła mnie rękoma; podniosłem jéj głowę, aby złożyć wzajemny pocałunek na czole. W tém nagle jak trup zbladła i musiałem ją zanieść na krzesło.
— Piotrze! rzekła z wylaniem...
Lecz nie dokończyła swój myśli, jakby głos zamarł na jéj ustach.
— Powstrzymaj się Martyno, późniéj zrobisz mi swe zwierzenie, które cię tak dawno niepokoi.
Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/73
Ta strona została przepisana.