Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/80

Ta strona została przepisana.

ce w polu, korzyści ciągnione z ziemi, nie są zawisłe od domowych wypadków.
Przychodziła mi myśl zostawić wszystko losowi, nakształt dzikich pokoleń, lecz uśmiech méj córki przypominał, że należy pamiętać o jéj przyszłości; wyruszyłem więc w pole, gdzie jak wół pracowałem bez względu na deszcz lub palące słońce; trzeba było nagrodzić czas stracony.
Pewnego popołudnia będąc przy robocie w polu, zadumałem się nad mojem smutnem położeniem. Zona na pół obłąkana, dziecię długo potrzebujące matczynéj opieki i nie mogące zrozumieć mego przywiązania, oto bolesne przeznaczenie które mnie czekało. Słońce piekło paląc mą głowę, czułem zmęczenie, a strumienie potu ściekały po twarzy. Daléj do pracy i myśl o twéj Cecylii! powiedziałem sobie dla dodania sił i odwagi. Lecz wymówiłem imię mojego dziecka. Przyszła mi nieodparta chęć ujrzenia córki natychmiast, pobiegłem więc do domu jak szalony. Zatrzymałem się przy płocie dla odetchnienia. Usłyszałem głos Martyny wibrujący, donośny — ona śpiewała. Nie wiem dla czego, ale zimno zrobiło mi się na sercu. W tym śpiewie było coś okropnego, jak wycie na pustyni: rzuciłem łopatę i podbiegłem bliżéj domu. Podniósłszy słomianą zasłonę, którą zawiesiłem przed oknem, dla ochrony przeciw palącym promieniom słońca, utkwiłem oczy wewnątrz mieszkania, aby zobaczyć, co się tam dzieje.

XXVII.
Do czego może posłużyć trumna.

Cecylja spała w kołysce. Ona spała snem spokojnym, uśmiechnięta jak aniołek. Kiedy ukochana dziecina śpi, wtedy chodząc na palcach, aby nie zrobić najmniejszego szelestu, wznosimy oczy do nieba z błaganiem o zlanie błogosławieństwa na tę istotę, która nic złego nie zrobiła na świecie.
Martyna zbliżyła się do kolebki, przestała śpiewać!.. Nagle, jakby w tej chwili powzięła jakiś zamiar, poszła i otworzyła szufladę, wzięła wielki nóż, bardzo ostry, potem usiadła obok kołyski, w któréj spało nasze dziecię... Ujrzawszy to przypomniałem sobie wszystkie szczegóły, jakie wyczytałem w sprawozdaniu sądu przysięgłych. Była to taż sama Martyna Ferrand, która zarżnęła troje dziatek!. Teraz znowu ją napadła potworna mania zabójstwa...
Cecylja śpiąc miała buzię otwartą. Obłąkana zbliżyła się do niéj ostrożnie i przysunęła koniec noża do ustek różowych... Wpadłem do izby i wydarłszy nóż z rąk Martyny, utopiłem go dwa razy w jéj sercu.
Upadła, a krew matki oblała kołyskę córki!
Surypere przestał mówić na chwilę, łzy głos mu tamowały. Po kilku minutach milczenia zapytał go Trelauney:
— Jeżeli czujesz się zmęczonym, to możemy odłożyć na późniéj opowiadanie o reszcie twoich nieszczęść?
— Zacząłem, a więc dokończę. Jest potrzeba wynurzenia raz w życiu swych tajników serca, ja odsłaniam takowe przed tobą panie i przed Bogiem wszystko wiedzącym. Największa boleść już minęła, a potem nie będę już mówić tylko o Cecylii.
— Położenie moje było okropne; trup na podłodze i dziecię śpiące w kolebce. Dodaj pan do tego noc już zapadającą, która przeszkadzała w szybkiéj ucieczcze, a pojmiesz, w jakiem zostawałem niebezpieczeństwie. Jednak podniosłem ciało Martyny, zamknąwszy oczy złożyłem go na łóżku. Następnie przykryłem ofiarę najczyściejszą bielizną, obróciłem jéj twarz do muru, gdyż śród zapadającego zmroku przejmowała mnie strachem, potem usiadłem przy zmarłéj i zacząłem rozmyślać.
Dziecina ciągle spała, a tu trzeba było uciekać, lecz jak, gdzie i w którym kierunku przez nieznane okolice? Zaawanturować się lądem, aby dotrzeć do oceanu, było to wpaść na dzierżawy francuzkie dobrze strzeżone. Puścić się brzegiem Maroni i czekać na sposobność dostania się do wiosek indyjskich to znowu groziło oddaniem siebie samego w ręce sprawiedliwości. Bo skoro morderstwo byłoby odkryte, wtedy pogoń za mną poszłaby w tym kierunku, ze wszelką pewnością i bardzo słusznie. Pozostała mi jedyna droga wodna na rzece, która brała swój początek o 20 mil od S-t Laurent, na terytoryum indyan Aramisów. Wiedziałem wszystkie szczegóły od starego negra służącego w karnym zakładzie, który uciekł z holenderskiej Guyanny.
Obok mnie trup złowrogi, nieubłagany, straszny wymagał pogrzebu. Spisaniu aktu zejścia towarzyszyły rozliczne formalności, a ja widziałem już nędzną trumnę w izbie i cztery świece w koło niéj jarzące się. Trumna! zimny dreszcz rzucił mnie na kolana kiedy wspomniałem kilką desek, mające stanowić ostatnie schronienie dla nieszczęśliwéj, którabyła moją żoną, matką méj Cecylii!
Potem zerwałem się nagle, bo przypomniałem sobie opowiadanie jakie słyszałem obiegające kolonię o jednym więźniu; nazwiskiem Bournison. W samą porę przyszła mi na myśl ta powieść, ona stała się przykładem i dodała odwagi. To prawda, że Bournisonowi udało się tylko w połowie, lecz on źle się wziął do rzeczy i mimo niedogodności jego improwizowanéj barki, zdołał zyskać ze 20 mil na morzu, kiedy został spotkany i zabrany przez galeotę, która go odprowadziła napowrót do karnego zakładu. Łódź Bournisona nie była czem innem, tylko trumną zwyczajną.
Z powodu nagłości ucieczki i prawdopodobnie nieznajomości prawa równowagi, puścił się na morze w trumnie płaskiéj, to jest w takiéj jaką znalazł, siedząc sam we środku. Jednakże ile możności nieporuszając się w swym improwizowanym statku, przepędził cztery dni na łasce morskich bałwanów.
Administracya miejscowa obecnie nie spodziewając się tak prędko ustania epidemii, przygotowała znaczną ilość i rozmaitych wymiarów trumien. Złożone one były na strychu nad zakrystyą; wiedziałem o jednym dymniku, przez który mogłem tam wejść bardzo łatwo. Drabiny znajdowały się przy każdym murze, gdyż wszędzie w S-t Laurent stawiano nowe budynki. W dziesięć minut przystawiłem drabinkę, w kilka zaś byłem już na dachu. Wciągnąłem za sobą drabinę, aby nie dostrzeżono mojéj tam bytności, i dzięki latarni, w którą się zaopatrzyć nie przepomniałem, mogłem z rozwagą wybrać między tuzinem tych grobowych mieszkań, jedno dla mnie najprzydatniejsze.
Wróciwszy z mą zdobyczą do szopy przed kilku tygodniami wystawionéj, przyrządziłem jak mogłem najlepiéj ten nadzwyczajny statek, na dnie którego rozciągnąłem dwie skóry, a skończywszy mą pracę, wziąłem na barki trumnę i pobiegłem do rzeki, gdzie ukryłem ją wpośród krzaków. Dziesiąta ude-