Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/91

Ta strona została przepisana.

zniknąć mogła, tak że wrazie zdrady, Riazis nagle ujrzałby się przez swą armią opuszczony.
Kiedy stowarzyszeni dwudziestu i jeden obmyślali środki obrony, Trelauney ze swéj strony zdążał do wytkniętego sobie celu. Margrabia Charmeney wrócił na wieś, a Blanka jak pierwéj robiła konno wycieczki w okolice. Mieszkanie margrabiego stanowił jeden z tych szlacheckich domów, który z nawyknienia nazywano zamkiem, chociaż do tego nie miał żadnego prawa, prócz dawnych wspomnień do téj miejscowości przywiązanych. Zamek ów liczący zaledwie jeden wiek istnienia, miał jednak pozór starodawnego budynku. Wzniesiony z ciosowego kamienia składał się z korpusu o jednem piętrze i dwóch wież, które pretensyą do zamku niejako usprawiedliwiały.
Wybiła ósma godzina wieczorem: Blanka siedziała przy oknie w głównym salonie. Fortepian był otwarty; kilka książek leżało na dębowym stole; margrabia po obiedzie drzemał w wielkim fotelu. Blanka marzyła.... Trudno byłoby zdać sprawę z uczuć, które ją w zadumę pogrążyły. Liczyła ona dwudziestą pierwszą wiosnę, a w około niej nie można było dostrzedz śladu zapowiadającego zmianę jéj położenia, tak przez każde dziewczę pożądanego o czem wszakże Blanka sama przedsobą zataić usiłowała.
Smutny też był pobyt dziewicy w zamku Charmeney! bo margrabia zaledwie zgodził się trzy miesiące mięszkać w Paryżu. Zresztą Blanka nie lubiła ani balów, ani hucznych zabaw. Co dla innych stawało się potrzebą, stanowiło największą przyjemność, to dumne dziecko uważało za błyskotkę jej niegodną. Nie lubiła ona poddawać swój kibici w tańcu młodzieży, która płomienistym wzrokiem rzucała na jej ramiona. Częstokroć odpychała rękę zbyt natrętnie ją ściskającą.
Blanka siedząc w otwartem oknie, patrzała na daleką okolicę, szukając tego czego tam ujrzeć nie mogła. W wiekach średnich znudzone kasztelanki spędzały czas wyglądając godzinami z wysokiej wieżycy. Panna Charmeney rzuciła okiem na drzemiącego ojca i czoło jéj zachmurzyło się. Jedyny człowiek z którym mogłaby pomówić, on jeden szczerze ją kochający, spał teraz chrapiąc niemiłosiernie. Blanka obróciwszy się znowu do okna, schyliła głowę jakby pod ciężarem natrętnych myśli. Jéj rysy twarzy nie miały nic dziecinnego, przeciwnie objawiały pewną rozwagę i smętny wyraz oblicza pochodzący z nawyknienia do długich zadumań.
Niewiadomo czy przez nieuwagę, czy też umyślnie upuściła książkę, a łoskot jakkolwiek nie wielki, obudził przecież uśpionego margrabiego.
— Ty jesteś tutaj Blanko?
— Tak ojcze.
— Należało zadzwonić żeby lampę przyniesiono.
Blanko wstała i wydała rozkaz oświetlenia salonu.
— Myślałem rzekł margrabia, — o tym biednym Villeponcie; wieczorem czuję iż mi go niedostaje, przywykłem grać z nim kilka partyj, a gdy jeszcze proboszcz nie przyjdzie, to już nie wiem co mam z sobą zrobić.
— Czy ojciec zrobił wizytę nowemu właścicielolowi w Mesnil?
Margrabia wzruszył ramionami i zawołał.
— Kto to jest ten kawaler Pulnitz! de Pulnitz! Nie pojmuję jak może się sadowić na wsi cudzoziemiec bez ważnych powodów, bez rodziny. Niech sobie wróci do swego kraju, jeżeli go ma tylko! Mnie nigdy nie przyszła myśl zamieszkać w Prusach lub gdzie indziéj.
— Może on jest wygnańcem?
— Jeżeli nim jest niech nas o tem uprzedzi, nim zaś to zrobi, nie mogę zaufać takim i jemu podobnym przybyszom.
— Jednakże przekonałeś się mój ojcze, że pan Villepont był gościem mogącym nas skompromitować.
— Zapewne.... lecz kto mógł przewidzieć że bogaty bankier skończy w taki sposób, iż weźmie nogi zapas i drapnie jak zwyczajny kramarz. Szereg nieszczęśliwych spekulacyj, niepowodzeń były tego przyczyną. Co bądź, ten leśniczy który strzelił do twego konkurenta, wielką nam zrobił przysługę.
— Ach zapomniejmy o tem, odezwała się margrabianka. Lecz ojciec mówił daléj:
— Co się stało z tym chłopcem? On nie był bez serca. Mówią że wsiadł na okręt i popłynął do kolonii, gdybym wiedział gdzie się znajduje, to napisałbym do niego, aby wrócił do kraju. Nie wie bezwątpienia, iż sprawa ta nie wywołała żadnych złych następstw, a jednak rozstał się na zawsze ze swą starą matką.
Blanka otarła łzę, któréj powstrzymać nie mogła.
— Raulowi musiała zgasnąć zuchwała mina, — ciągnął dalej margrabia. Są ludzie, którzy bez majątku stają się istnemi zerami. Teraz nie ma już 50 żakietów, dwustu kamizelek do zmiany. Jak on był zabawny ze swemi krawatami rozmaitych kolorów!
— Raul znajduje się w naszéj okolicy mój ojcze.
— Nie wiedziałem o tem....
— Widziałam go wczoraj, — powitał mnie skromnie.
— A co on tu porabia?
— Jest rządcą w majętności, należącej dawniéj do jego ojca.
— U tego anglika?
— U lorda Trelauney ojcze.

V.
Jakim sposobem suchą nogą przechodzono przez studnię.

Margrabia zdziwiony rzekł:
— Ale to dobry człowiek ten anglik! Bardzo piętnie z jego strony, że dał przytułek i chleb biedakowi.
— Kto wie? przerwała Blanka, — może Raul ma jaki błąd do naprawienia.
— Teraz kiedy jest ubogim powinien zaślubić siostrę leśniczego. Ach jakże się gniewam że nie wiem gdzie do niego pisać!.. on by to wszystko załatwił.
Margrabia zaśmiał się ironicznie, potem dodał:
— Ale, ale, zapewniano mnie, że Jan szalenie w tobie się kochał.
— Czy temu wierzysz ojcze? odpowiedziała Blanka z niejakim kłopotem.
— Czy byłaś mu wzajemną, ażeby zostać panią Janową?
Blanka usiadła do fortepianu, chcąc uniknąć odpowiedzi. W téj chwili otworzyły się podwoje, a lokaj wymienił nazwisko lorda Trelauney.
— Niech wejdzie, — rzekł margrabia, obróciwszy