Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/94

Ta strona została przepisana.

naszych znajomych Piotr Brunier, inaczej zwany burypere.
— Co żądacie? zapytał odźwierny.
Na widok portiera, Surypere nie mógł ukryć swego podziwienia, bo poznał w nim Poitovin’a dawnego murgrabiego na ulicy Recollets. Po za drzwiami izdebki, słychać było cierpki głos powtarzający jak dawniéj.
— Czekaj na mnie Melanio!
Poitevin ujrzawszy Surypera z zadziwieniem zawołał.
— Oho! mój dawny lokator!
Doktor i komissarz policyi rozmawiali po cichu z baronem Rameney, tym sposobem Poitevin mógł według zwyczaju puścić wodze swemu jeżykowi, zapytał się więc Surypera.
— Czy zawsze uprawiasz pan stare wina?
— Zawsze, lecz widzę z przyjemnością, żeś zmienił swe mieszkanie?
— Dalipan tam było zbyt smutno. Cały Paryż przenosi się na pola Elizejskie, — a zresztą pan nie wiesz żem się powtórnie ożenił.
— Czy tak?
— Żona moja pochodzi z wybornéj rodziny.... jej brat był szewcem.
W tej chwili papuga zaczęła wołać: — Czekaj na mnie Melanio!
Poitevin zarumienił się.
— Będziesz ty milczeć szkaradne stworzenie! Muszę się pozbyć téj papugi.... ciągle przypomina moją nieboszczkę żonę, ztąd wynikają sceny z teraźniejszą, tak że sobie rady dać nie mogę....
— Czy ona jest zazdrosną?
— Jak wszystkie kobiety....
Ferdynanda powtarzała: Melanio! Melanio!
Poitevin wziął pręt do trzepania sukien i zaczął nim bić papugę, która bełgotała ciągle.
Tym czasem cztery osoby weszły na schody; na rozkaz komisarza lokaj wprowadził go do salonu.
— Uprzedź panią baronową — rzekł urzędnik, że czekamy tu w interesie nader pilnym.
Trelauney zamienił kilka wyrazów po cichu z baronem.
— Zrobisz z nią późniéj co ci się spodoba, rzekł lord — lecz teraz chcę aby ta kobieta była zamknięta w domu obłąkanych Salpetriére i żeby tak cierpiała jak biedna Ludwika.
Doktór zbliżył się do barona i zapytał:
— Jakie Wanda okazywała znaki pomięszania zmysłów?
— Choroba jéj objawiła się niespodzianie, — odrzekł Madziar. Uciekła z domu męża, a gdy ją odszukałem, ona mnie nie poznała.
— Nie poznać męża! odezwał się komisarz, — czy w tem nie było udania?
— Lecz słyszałem ją mówiącą o jakimś dziecku zamurowanem.... ciągnął dalej Węgier — przez mularza wprowadzonego podczas nocy do pałacu....
Surypere zostawszy w przedpokoju, zmienił ubiór, i w miejsce zwyczajnego włożył na siebie bluzę oraz kaszkiet, następnie wziął do ręki kilof. Takim go Remeney ujrzał w pokoju Wandy podczas owej strasznéj nocy, kiedy Robert Kodom kazał barona związać i wrzucić do piwnicy na ulicy Ś-go Ludwika.
— Rzeczą jest niewątpliwą, powiedział komissarz doktorowi, że ten pan jest rzeczywiście baronem Remeney. Jego papiery są w porządku, jego pochodzenie dowiedzione. Chciéj przeto pan postępować według zwykłéj przezorności w spełnieniu obowiązku swego urzędu.
Otwarły się drzwi salonu, weszła Wanda ubrana w kaszmirowy penioar. Ujrzawszy swego męża zbladła okropnie.
— Czego żądacie panowie, zapytała.
— Pragnę dowiedzieć się czy mnie pani poznajesz, rzeki baron.
Wanda odgadła że się w tem coś ukrywa, bo jakkolwiek Trelauney nie był dla niéj obcym, jednak dwie inne osoby budziły w niej podejrzenie. Mniemała że mąż oskarżył ją o cudzołóstwo i że domaga się ukarania, oraz pomszczenia na Robercie Kodom za uwięzienie go bezprawne.
— Czy pana poznaję? odezwała się Wanda z udanym spokojem i pogardą — jakżebym nie mogła poznać tego, który stał się przyczyną moich cierpień.

VII.
W którym Wanda łapię muchę.

— Jakież więc cierpienia zadał jej pan baron, zapytał doktór.
— Wszelkiego rodzaju turtury, jakie tylko może wymyślić zły mąż, dla udręczenia żony uczciwjé i wiernéj swym obowiązkom. Porzucił mnie dla innych miłostek, zostawiwszy w nędzy i nareszcie wypędził z naszéj ojczyzny.... Możecie panowie rozpocząć swe badania. Sądziłam że pan baron Remeney, zaprzestał swego prześladowania, lecz ponieważ ośmiela się na nowo mnie szykanować, przeto zrobię to czego pragnęłam uniknąć, bo lękam się skandalów... Konieczność mnie zmusza, abym żądała separacyi i w tym celu udam się natychmiast do mego obrońcy.
Doktór nie wiedział co na to powiedzieć, poglądając na barona, który gryzł sobie wąsy.
— Pani się mylisz, — rzekł Trelauney, — codo celu naszych odwiedzin, nasza obecność nie jest krokiem nieprzyjacielskim.
— Ach czy tak — odpowiedziała baronowa.
— W tym domu popełnioną została zbrodnia.
— Zbrodnia!... zawołała Wanda.
— Już dosyć dawno i pani bezwątpienia nie miałaś w tem żadnego udziału.
— Bez najmniejszej wątpliwości....
Trelauney usiadł.
— Przypominasz sobie pani jeden wieczór, na którym nie miałem zaszczytu być obecnym, lecz o którym wiem najdrobniejsze szczegóły?
— Panie, przyjmuję u siebie wiele osób i żaden wieczór nie był liczniejszy jeden od drugiego.
Trelauney rzucił na baronową ogniste spojrzenie.
— Przebacz pani, że zmuszony jestem przypomnieć jéj ten wieczór, w którym był sprowadzony kawaler Pulnitz, a wieczór ów nie można nazywać zwyczajnym. Zdaje się że sprawił na umyśle pani bardzo przykre wrażenie....
— Och! odrzekła Wanda, rzeczywiście przypominam sobie... nieszczęśliwą mistyfikacyę... posiedzenie magnetyczne... Była wówczas biedna kobieta, którą przyjęto do mojego domu — obłąkana....
— Tak jest — odpowiedział Trelauney z zaciśniętemi zębami, — obłąkana!
— I cóż się stało? zapytał doktór.
— Nie wiem, wypędzono szarlatana, kobieta sa-