Strona:PL A Scholl Najnowsze tajemnice Paryża.djvu/97

Ta strona została przepisana.

mocą ogniw łańcucha lekko spuściła się na ziemię, potem Madziar z dziecięciem na lewem ręku poszedł za jéj przykładem i stanął szczęśliwie, śród ogólnego okrzyku uwielbienia.
Trelauney rzucił się na szyję i uściskał go serdecznie. Madziar poszedł na brzeg stawu i tam odetchnąwszy, pił wodę spieczonemi ustami. Kawaler Pulnitz który w tym czasie nie pozostał bezczynny, ofiarował lordowi w zamku Mesnil schronienie. Również margrabia Channeney na pierwszy odgłos nieszczęścia przybywszy z pomocą, nalegał aby Trelauney zajął u niego mieszkanie.
— Dziękuję wam panowie, — odpowiedział lord, jest w lasku domek, w którym mieszka któś z moich znajomych.... tam spodziewam się znaleść schronienie. Tu już nic nie pozostaje do zrobienia. Gdy zgliszcza ostygną, każę odbudować zamek, teraz jedźmy! Wtedy zjawił się jakiś człowiek, z całych sił uciekający przed pogonią rozwcieczonego wołu. Był to Ali. Wół doścignąwszy go uderzył w bok rogami; nikczemnik upadł przy stopach Trelauney’a, tymczasem zwierze oślepione pożarem pobiegło ku lasowi. Lord porwał Alego za ramię.
— Litości krzyczał podły człowiek.
— Znajduję cię znowu! zawołał Trelauney, — lecz teraz skończy się wszystko dla ciebie!
I chwyciwszy go za ręce, wrzucił w sam środek największego ognia. Ali trzy lub czterykroć jęknął, załamując ręce kłęby dymu i języki płomieni otoczyły ciało jego, pożar znalazł swoją ofiarę.

IX.
Kawaler Pulnitz.

List kapitana jachtu Rekin, nazajutrz otrzymany, uwiadomił lorda Trelauney’a o ucieczcze Alego. Zdołał on zrobić dziurę na dnie okrętu, którą kapitan spostrzegłszy kazał zatkać, lecz co do Alego powątpiewano czy zdołał się dostać do brzegu..

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Któż może znaleść coś tkliwszego, nad pożycie osób w domku pod lasem zgromadzonych. Ludwika bardzo pokochała Cecylią. Kiedy ona weszła do pokoju obłąkanjé i podała jéj uśmiechniętego malca, który już drugą wiosnę zaczął, wtedy serce matki zatętniło silniéj, mimo mgły umysł biednéj osłaniającej. Ludwika wzięła dziecię i okryła pocałunkami. Raul niepoznany przez obłąkaną, wylewał łzy radości i żalu. Użył on wszystkich sposobów aby obudzić wspomnienie w téj ognistéj duszy, któréj żar nieszczęście przytłumiło. Sprowadził więc Ludwikę do ustroni w lesie, gdzie dawniéj miewali schadzki. Tam biorąc jéj delikatne ręce, powtarzał słowa miłości, najsłodszéj nadziei, za pomocą których zdołał ją uwieść, ale Ludwika potrząsając głową, tylko smutnem uśmiechem odpowiadała.
Nie zadługo zmęczona mową Raula, której wcale nie pojmowała, obłąkana zaczęła zbierać stokrotki, skubiąc korony kwiatów listek po listku. Był że to dla niéj czyn zupełnie machinalny? czy też przeciwnie słabe wspomnienie przeszłości? Raul nie mógł rozwiązać tego pytania.
Trelauney rzadko opuszczał domek, chciał on przywieść bandę 21 do upadku samym brakiem funduszów. W końcu każdego kwartału podczas nocnéj schadzki, stowarzyszeni przynosili weksle na mniejsze lub większe summy, według wydatków usprawiedliwionych. Weksle były akceptowane przez bankiera Roberta Kodom, które on w terminie płacił z dostarczonych funduszów przez Furgata. Ten zaś czerpał pieniądze w skarbcu i bankier zawsze był pokryty. Powinien więc nadejść czas w którym majątek Roberta Kodom okazałby się niewystarczającym na wymagania bandy, a ztąd powinien powstać rozstrój zupełny stowarzyszenia, wtedy zemsta stałaby się dość łatwą. Wanda w domu obłąkanych, bankier zgubiony bez funduszów, a Riazis stawszy się pospolitym zbrodniarzem, sam wpadłby w ręce Trelauney’a. On sam tylko wiedział jaka kara ich spotkać może.
Kawaler Pulnitz przybył aby przepędzić wieczór z mieszkańcami domu. Ludwika została w swoim pokoju, gdyż starannie ukrywano ją przed obcemi.
— Gdzie jest młoda dziewczyna, którą widywałem razem z Cecylią? zapytał Pulnitz.
— Ona jest cierpiącą, — odpowiedział Trelauney.
— Zdaje się, że jest córką poczciwej kobiety, którą nazywają Magdaleną Deslions?
— Tak panie.
— Jest cierpiącą? to niedobrze.
Trelauney nic nie odpowiedział.
Kawaler Pulnitz odezwą! się znowu: Chcesz milordzie abym ją uzdrowił?
Lord kiwnął głową z niedowierzaniem, i odrzekł:
— Niestety! wierzę że tylko Opatrzność może ten cud zrobić.
— Mylisz się milordzie! Istnieje nauka, któréj szarlatani nadużywają i którą nawet ośmieszyli, a jednakże za jéj pomocą można otrzymać skutek upragniony przez pana.
— Tak mniemasz kawalerze?
— Mogę ci milordzie udzielić radę szczegółową...
— Czy konsultacya twoja panie kawalerze usunie moją wątpliwość?
— A więc zaraz cię przekonam milordzie, przywoławszy chorą dziewicę.
— Ona pana nieusłyszy...
— Nie potrzebuję aby mnie słyszała.
Kawaler Pulnitz powstał i utkwiwszy wzrok z całém natężeniem ducha we drzwi prowadzące wewnątrz mieszkania, wyciągnął obie ręce. Nie zadługo Trelauney usłyszał szmer idącéj osoby. Ludwika zbliżała się do pokoju gdzie był Pulnitz, będąc posłuszna nieodgadnionéj potędze. Lord otworzył drzwi i ujrzał nadchodzącą powoli Ludwikę, która stanęła przed magnetyzerem.
— To jest rzecz niepojęta, cudowna, — szepnął Trelauney.
Ludwika spała.
— Czy widzisz? zapytał jéj Pulnitz.
— Tak!
— Rozpoznajesz wszystko?
— Wszystko... widzę mego ojca żyjącego...
Trelauney zawołał wzruszony. — Żyjącego! więc hrabia Nawarran nie umarł?
— Milczenie!... rzekł kawaler, kładąc palec na ustach, i pytał daléj:
— Kogo widzisz więcej?
— Mego brata, którego życie jest zagrożone...
— Przez kogo?
— Potwór obciążony zbrodniami śmierć jego poprzysiągł... Cudzoziemiec jest jego wspólnikiem... człowiek ogorzałéj cery, z orlim nosem...