Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/034

Ta strona została skorygowana.

Nuda ją jakaś gnębiła, pierś młodą toczyła, sen od powiek odganiała.
Wybiegła jakby strachem jakim gnana, wybiegła nie oglądając się nawet po za siebie.... Sam w chacie na pościeli leżał jej mąż, chrapał jak niedźwiedź w legowisku.
— Mąż! mąż! — zawołała z cicha i boleśnie załamała ręce; oparła głowę o zimne kamienie otaczającego obejście muru i szlochać z cicha zaczęła.
Po chwili oczy zapłakane podniosła i spojrzała przed siebie. Tysiąc razy już może widziała wschodzące z poza górskich szczytów słońce, a jednak dziś po raz może pierwszy zaczęła się uważnie przypatrywać wspaniałemu zjawisku.
Dziwne, różowe, jasne płomienie gorzały na wschodniej stronie nieba, nasycając wilgotne górskie powietrze jakby płynem jakimś złoto-purpurowym.... Kamieniste szczyty Roztiezki i sąsiednich gór zdawały się pło-