się z lasów szpilkowych, nasycała całą atmosferę, dziwnie działającym na nerwy aromatem. Tchnienie miłości, lubieżnej i zmysłowej wraz z wdychanem powietrzem wpływało w krew ludzką.
Marika pobudzana jeszcze namowami cyganki, poddawać się zaczęła z lubością temu tchnieniu, tym szeptom rozkoszy dyszącej przyrody. Opanowała ją niby senność jakaś pełna marzeń i widziadeł rozkosznych.... Siły ją opuszczały, traciła ochotę i możność do dalszej walki i skrupuły rozpływały się w woni kwiatów karpackich.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
I z Ilkiem niezwyczajne rzeczy się działy.
Młody, zuchowaty i zawadyacki ułan wpadł w ostatnich czasach w jakąś niezwykłą melancholię. Z Aniką zerwał zupełnie, od dwóch tygodni ani jednej pohulanki towarzyszom nie wyprawił, z domu znikał i dnia-