— Co się stało? Co się stało? — pytał strapiony Matwij.
— Nic się nie stało! — odparła niecierpliwie tupiąc nogą, ale stać się może, jak on nie wróci.... Ot mój koń, pewny jest i szybki, siadaj stary na niego i jedź do miasta Kut z wieścią do naszego gazdy.
Matwij nie długo się do drogi sposobił, wziął w torbę zapas chleba i bryndzy. Marika dała mu kilka sztuk srebrnej monety, siadł na karego mierzyna i wkrótce znikł na krętej górskiej ścieżynie. Komendę nad czeladzią objął młodszy bowhar Iwan.
Dla oka ludzkiego Marika około godziny zabawiła przy stadach, rozmawiała z pasterzami, rzuciła okiem na jagnięta i cielęta, które już tu, na połoninach się porodziły.... Gdyby jednak baczne oko na nią patrzyło, to dostrzegłoby, że oględziny te odbywała ona bez wszelkiej uwagi, machinalnie, bezmyślnie.... Myśl jej błądziła gdzieś
Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/125
Ta strona została uwierzytelniona.