się pospiesznie i podbiegł kilka kroków ku niej.
— Mariko złota! — szepnął, starając się ująć ją w objęcia.
— Zostaw mnie! — rzekła kobieta, odpychając jego ręce. — Zostaw!
— Dla czego? — zapytał zdziwionym głosem. — Przecież mnie kochasz, przecież do mnie wyszłaś tu gołąbko i ponowił usiłowania w celu uściskania jej.
Ona jednak pod dotknięciem jego dłoni wstrząsnęła się cała i odskoczywszy kilka kroków w bok, zawołała rozpaczliwie:
— Zostaw mnie! — potem mówiła wzburzonym głosem: — Pfe! Ohyda, szkarada! Dwóch mężów mieć nie mogę! Nie mogę! Rozumiesz mnie? Nie mogę! On we czwartek, w piątek, najdalej w sobotę wróci.... i ściskać mnie będzie także i całować.... i będę musiała.... będę musiała do niego należeć.... Bo! bo!... Czy ty mnie rozumiesz?...
Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.