Ta strona została uwierzytelniona.
mne jak lód, a z ust rozpalonych wiał gorączkowy oddech.
— Ilku! Lubasie mój Ilku! — szepnęła. Idz po pass! Idź!... Jak znajdziemy się na obcej ziemi, daleko od niego, od nieluba.... wynagrodzę ci to, wynagrodzę pieszczotą.... wynagrodzę pocałunkami — i całowała spiekłemi ustami jego czarne oczy. Będę twoją na zawsze!... na zawsze!... Rozumiesz ty to słowo?
Wreszcie odskoczyła znowu i rozkazującym tonem zawołała:
— No idź już! We środę w nocy, po pierwszych kurach czekać cię będę!... Nikt nam nie przeszkodzi.... Psy nawet posną tej nocy na wieki! No idź.
On jeszcze raz pochwycił ją w ramiona, jeszcze raz przycisnął pałającą twarz do jej jak marmur białej, lecz i tak samo zimnej piersi.... I poszedł.