Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

Od czasu do czasu rzucała trwożne spojrzenia w stronę męża. Siedział tam zawsze niby martwy, topor błyskał obok prawej ręki, a tuż koło topora siedział czarny kot i mył się łapką: mrucząc gniewliwie. W migotliwych blaskach dopalającego się ogniska, widniała sucha, ogorzała twarz podstarzałego opryszka, a z twarzy tej brązowej błysnęły czasem złowrogo białka dużych wyrazistych oczu.
Nagle Marika uczuła zimny dreszcz przejmujący od razu całe jej ciało.... Młody kogucik, ochrypłym głosem pierwszy dał hasło.... Wnet po nim ozwały się inne — koncert się zaczął — godzina straszna, godzina duchów się zbliżała.
W kilka minut później przyciszone, niby lękliwe pukanie do okna dało się słyszeć. Marika zerwała się, jakby siłą jakąś odrzucona od ławy.... Pobladła i trząść się zaczęła ak w febrze.... Na kominie wielka kłoda