dzy ułanem a drzwiami, zagradzając mu drogę do odwrotu.
— Złodzieju! — wrzasnął tak, że aż obrazy na ścianach zadrżały, kot umknął pod ławę, a płomień w kominie zamigotał. — Złodzieju! chciałeś ukraść cudzą żonę, tak jak twój ojciec pokradł cudze grunta i ogrody. — I podniósł topór w górę.
— Ona moja! Pierwej była moją niż twoją! — odpowiedział ułan sięgając po zawieszony u boku rewolwer.
Nie zdołał go jednak pochwycić, topór jak błyskawica mignął w powietrzu, uderzył w czerwoną myckę ułana, krew i mózg bryznęły na ściany izby, na żarzące się węgle w kominie, na twarz przerażonej kobiety.... Żar zaskwierczał, kobieta jęknęła boleśnie, a Ilko Szwabiuk jak podcięty świerk karpacki, zwalił się na ziemię.
Stało się! W duszy Mariki przeciągnięta struna jakaś pękła i wydając zgrzyt okropny
Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.