Tak długi stosunkowo przeciąg czasu powstrzymania się od wszelkiej kokieteryi, nie zmienił jej lekkomyślnego usposobienia — przeciwnie ów nagromadzony zasób niezużytkowanej zalotności gwałtownie się domagał jakiegoś ujścia. Choć przez myśl jej nawet nie przychodziło kokietować siedmnastoletniego, a więc o całe dziesięć lat od siebie młodszego Adasia, zupełnego dzieciaka i głuptaśka — jak się o nim wyrażała — to jednak wziąwszy na siebie dość trudną rolę, dania chłopakowi „dobrej nauczki”, zaczęła o tem mimowolnie rozmyślać, coby to było, gdy by tego malca zaczęła kokietować.
— A to by dopiero zrobił minę! zawołała wesoło sama do siebie, przedstawiając sobie zastraszoną i zażenowaną twarz Adasia.
— Ciekawam: czy odważyłby się mnie pocałować? — myślała dalej — patrzcie, jaki smarkacz, myślałam zawsze, że trzech
Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/226
Ta strona została przepisana.