Strona:PL Abgar-Sołtan - Dobra nauczka.djvu/239

Ta strona została przepisana.

gancka dama przechadzała się publicznie oparta na ramieniu uczniaka z szóstej klasy.
Oficer nie spojrzał nawet na kawalera. Prawe oko przymróżył, a lewem w monokl uzbrojonem obrzucił od stóp do głowy wykwintną postać Heleny.
— Wer ist’s? — zapytał półgłosem swą towarzyszkę, nie odrywając oczu od pięknego zjawiska:
— Jakaś kuzynka tego studenta — odrzekła panna tak gniewnie i głośno, że Adaś wyraźnie słyszał każde słowo.
Spojrzał za to pogardliwie na gniewną panienkę i musiał pomyśleć o sobie po raz już dziś trzeci:
— Jakiż byłem głupi, głupi!
Przy wyjściu spotkali znowu uprzejmego pułkownika ułanów i cały zastęp oficerów, zajmujących tu widocznie obserwacyjne stanowisko. Pułkownik sam pospieszył przywołać fiakra, którym Helena przyjechała, a