Strona:PL Abgar-Sołtan - Józef Jerzy Hordyński-Fed'kowicz.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.
9

rodzenia, używają rozmaitych przydomków; otóż ojciec poety używał przydomku Fed’kowicz. — Stary Hordyński należał do tak zwanej „palestranckiej“ szlachty i zajmował stanowisko rządowego mandataryusza w Putyłowskich górach. Matka poety była córką schizmatyckiego popa Hanickiego, proboszcza sąsiedniej parafii, a wdową po Dańkiewiczu, również duchownym, oryentalnego wyznania. Młodego Józefa ochrzcił był łaciński ksiądz, a ojciec miał zamiar wychowywać go na Polaka; ciężkie jednak losy i koleje życia skierowały tego „syna szlacheckiego“ w inną stronę, a przeprowadziwszy go przez kręto wijące się aż po nad przepaście ścieżyny, na których krzewiły się bujnie osty i ciernie życia, zrobiły zeń rusińskiego narodowego poetę. Nie mamy potrzeby zazdrościć Rusinom tego nabytku — my z łatwością możemy przeboleć stratę jednego liryka, u nich zaś zajął on drugie zaraz miejsce po Szewczence.
Stary Hordyński nie był dobrym i troskliwym ojcem dla młodego poety. Hardy i wietrzny, polski „palestrant“, otrzymawszy znaczniejsze i bardziej honorowane miejsce dyrektora tabuli krajowej w Czerniowcach, opuścił żonę, górską parafiankę, i nie dbał zupełnie o los pozostałej w górach rodziny. Żył on długo jeszcze potem, lecz nigdy nie chciał zawiązać na nowo stosunku z rodziną, nawet wówczas gdy cały naród głosił sławę jego syna Józefa, gdy skroń jego własnego dziecka laurem zasługi wieńczono. Polski szlachcic, obskurant, w austryackich, biórokratycznych zasadach wzrosły, nie mógł zrozumieć stanowiska zajmowanego przez syna; godność... chłopskiego poety, uważał prawie za polizei-widrig i dziwił się zawsze, dlaczego władza administracyjna nie każe go pojmać i uwięzić.
Opuszczona matka, była jedyną opiekunką przez pół osierociałych dzieci. Było ich pięcioro: dwóch braci i trzy siostry. Gromadka ta rosła wśród prywacyi a nawet niedostatku, lecz otaczała ją cudownie piękna przyroda gór bukowińskich. Do snu kołysały małego „syna muz“ melancholijne szumy wiatrów karpackich, ciche piosnki niańki, starej Hucułki, śpiewającej o czynach „Dowbosza“ sławnego opryszka i losach jego licznych towarzyszy, o dawnej, niczem nie krępowanej wolności huculskiego plemienia, wresz-