nią, do której wcielono młodego rekruta, nazywał się Appel i był wykształconym i ludzkim człowiekiem. Światły ten oficer, poznał się na nadzwyczajnych zdolnościach Fed’kowicza, i chcąc mu ulżyć trochę w służbie, wziął go do siebie jako „prywatnego służącego“. Z czasem tak go polubił, że uwolnił go zupełnie od wszelkich posług, uważał raczej za towarzysza, a nawet zajmował się dokończeniem jego wykształcenia, tak iż dokładną znajomość niemieckiego i francuzkiego języka zawdzięczał Fed’kowicz zacnemu kapitanowi.
W wojsku również spotkał się Fed’kowicz po raz pierwszy z Polakami; przyjaźni szczerej z żadnym z nich nie zawarł, może wspomnienie niegodziwego postępowania własnego ojca odstręczało go od tego. Nienawiści jednak do Polaków nie miał już i wówczas, a w pismach swych raz tylko wspomina z niechęcią o Polaku: malując brutalnego kapitana, każe mu odezwać się po polsku.
Służba wojskowa ułożyła mu się wreszcie dość znośnie; oficerowie go lubili, towarzysze — a od chwili gdy został podoficerem — podkomendni przepadali za „ojcem Fed’kowiczem“ i całowali go po rękach, prosząc o huculskie piosnki. Przed samą wojną włoską, 19 kwietnia 1859 r. mianowano go oficerem w tym samym pułku. Wkrótce znalazł się nasz poeta w ogniu — na lombardzkich równinach. Wrażenia z tej krwawej walki, pozostawiły niezatarte ślady w jego umyśle i wycisnęły piętno na całej jego twórczości poetyckiej. Zimne, skostniałe oblicza zabitych, cicha rezygnacya konających, jęki i żałościwe skargi rannych, stały się dla młodego oficera materyałem, z którego miał później wysnuć najpiękniejsze swe pieśni.
Czy był w ogniu pod Solferino? Tego nie udało mi się napewno dośledzić. Niewątpliwą jednak jest pono jego obecność w bitwie pod Castenedollo. Wrażeniom z tej bitwy poświęcił jedną ze swych pierwszych dum.
Po wojnie, wprost z włoskiej ziemi powrócił pułk, w którym służył Fed’kowicz, do ojczyzny i stanął na kwaterach w Czerniowcach. Właśnie w czasie tego pobytu w stolicy Bukowiny, Fed’kowicz nabrał samowiedzy o swem rusińskiem pochodzeniu, nauczył się pisać po rusku i stał
Strona:PL Abgar-Sołtan - Józef Jerzy Hordyński-Fed'kowicz.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.
13