do pokoju, bo widzę, że przez ciebie Jaś i u mnie nie dostanie się do wnętrza domu.
Perswazja i zaprosiny poskutkowały tym razem, bo wnet po nich młodzieńcy, śmiejąc się i rozmawiając wesoło, weszli do pokoju. Tu przy świetle dopiero, zarysowała się postać hrabiego Karola w całej swej wspaniałości. Był to słuszny, barczysty, przytem pięknie zbudowany młody człowiek; pierś szeroka, wypukła i zgrabna, w pasie wcięta figura robiły to, że wydawał się jeszcze słuszniejszy, niż nim był w rzeczy samej; twarz miał w piękny owal zarysowaną, a profil klasyczny, grecki; z oczu jego podłużnych, szafirowych zdawała się przeglądać słodycz swobodnej, młodej duszy; tylko błądzący w koło ust ironiczny uśmiech mógł się bystremu spostrzegaczowi nie podobać — aż wiało od niego sceptycyzmem.
Drugi gość był chyba umyślnie przywieziony na to, żeby hrabia jeszcze lepiej się wydał. Na niskim, pękatym tułowiu sterczała duża, okrągła głowa; twarz miał ten młodzieniec płaską, bez wyrazu, nos malutki, oczki blade; nad pełnemi wargami ledwie że wysypał się rzadki, nikły wąsik, a na spłaszczonej czaszce przeświecała tu i ówdzie przedwczesna łysina. Przedwczesna, bo pan Jaś z Mądrówki miał zaledwie — dwadzieścia cztery lat..
— Mikołaju, dawaj kolację! — zawołał na samym wstępie gospodarz — Będę wam przewodził w jedzeniu, bo wygłodziłem się porządnie... Wyobraźcie sobie, że dziś na waszę cześć nie jadłem obiadu.
— Dziękuję ci za podobną serdeczność — przerwał gadatliwy hrabia. — Zobaczysz, Jasiu, że sam wszystko spakuje... Sans doute! Już ja znam jego
Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/047
Ta strona została uwierzytelniona.