Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.

apetyt, szczególniej gdy zapowiada, że jest głodny. Ale, czort waźmi! jestem już właściwie po kolacji... Ot, powiedz nam lepiej, po co właściwie wezwałeś nas dzisiaj, i z jakiego powodu wyprawiasz tę ucztę nietoperzy na cztery dni przed naznaczonym terminem?
— Eh! Czekajcie cierpliwie, powiem wam wszystko, ale po kolacji. Przyśpieszyłem, bo chciałem cię koniecznie dziś zobaczyć i mam się ciebie poradzić w pewnej sprawie; zresztą, może będę musiał jutro wyjechać na kilka dni.
W tej chwili Mikołaj wniósł na półmisku, okryte serwetą gorące trufle.
— Ah! ah! — zawołali obaj goście. — Bal! Władek bal wytacza.
— Cicho! Nie krzyczcie... Karlos, napijesz się kieliszek koniaku?.. No, w twoje ręce! — Tu wychylił spory kieliszek, napełniony złotawym płynem, i podając kieliszek i butelkę hrabiemu, dodał: — Pij do Jasia, może go koniak trochę rozrusza; milczy dziś jak mumia.
— Jasiowi daj pokój!.. Il est superbe z tem swojem milczeniem. Il est impossible d’être plus original, niż on. Wszystko blednie w obec jego milczenia — mówił hrabia po wychyleniu kieliszka i w tej chwili napełniając go znowu dla milczącego towarzysza, dodał: — No, pij!
Est-ce que j’ai tort? — odpowiedział tenże, na poprzednie docinki swego mistrza. Poczem wziął z jego rąk kieliszek i wychylił go do dna. Po chwili przemówił znowu: — Wolę milczeć, niż mojemi słowami przerywać twe słowa. Wiem, że tego nie lubisz.
Oh! il m’adore! — zawołał, śmiejąc się spazmatycznie hrabia. — Wyobraź sobie, Władziu,