Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

wym, robiącym majątek, jednem słowem z gwiazdą podolskiego kawalerskiego stanu. Rozwiązanie zagadki leżało w przeszłości Walerjana — przeszłości, o której ludzie zapomnieli już, mieli czas zapomnieć, ale on sam pamiętał ją doskonale.
Lat piętnaście temu Walerjan, młody chłopak podówczas, szalał tak samo, jak szalał dziś Władysław. Popełniał tysiące najstraszniejszych głupstw, od których resztki włosów dębem stawały na łysych głowach poważnych ojców rodzin; matki i ciotki na jego widok przybierały srogie miny i stawały się podobne do kwoczek broniących swych piskląt przed napadem drapieżnego jastrzębia — one broniły córek i siostrzenic przed spojrzeniami czarnych źrenic Walerjana, który miał słusznie zasłużoną opinję najstraszniejszego bałamuta. Pilna ta opieka zwykle nie odnosiła pożądanego skutku — i każda z pań, które były pannami w epoce świetnych szaleństw Zienwicza, bardziej lub mniej skrycie wzdychały do niego; a były i takie, które głośno afiszowały swe uczucia dlań, które szturmem pragnęły zdobyć to niezwyciężone męzkie serce i zapomocą sakramentu przykuć go na wieki do swego głośno bijącego serduszka, a jego właściciela zmienić na człowieka — porządnego, tj. na zwierzę pociągowe dobrze ułożone, do ciągnięcia małżeńskiej bryki…
Zienwicz nie ożenił się, ale i bez tego sakramentu stał się zupełnie porządnym człowiekiem. Mając lat 26 zgrał się raz strasznie w kijowskim klubie; strata ta bardzo znaczna, a jednorazowa uratowała go: oprzytomniał nagle i stał się odrazu porządnym człowiekiem. Przestał grać zupełnie; z sześciu wsi odziedziczonych po rodzicach trzy sprzedał, a przy trzech pozostał i