mina Jowisza kapitolińskiego; jest tak piękny i dobry, że nie ma kobiety na świecie, któraby go nie pokochała... Pan wiesz dobrze, że i ja go teraz kocham — dodała, spoglądając mu śmiało w oczy — a jednak to nie mężczyzna — to słaba, tkliwa kobieta. I wy... wy Polacy wszyscyścy tacy... Ach, jakbym pragnęła choć raz w życiu spotkać prawdziwego mężczyznę.
I ręka jej w tej chwili spoczęła w dłoni Władysława, który rozmarzony wypitem winem, do szaleństwa doprowadzony zmysłowemi spojrzeniami tej kobiety, ściskał tę rękę i pieścił namiętnie.
— Są na świecie mężczyźni... są! — szeptał jej do ucha.
— Pan będziesz u nas... Nieprawdaż? — odpowiedziała mu, niby zaczynając nową rozmowę. — Ja nudzę się w domu. Mój mąż albo w sądzie, albo w klubie siedzi... Ignacy tak rzadko przyjeżdża..
Kolacja skończyła się już była; poważny sowietnik sprzątnął dwa talerzyki kompotu, chwaląc świeżość i zapach ananasów, wypił filiżaneczkę kawy, wlał na nią dwa kieliszki likworu, zapalił hawańskie cygaro i wstając, zawołał rozweselonym głosem:
— Spasibo! Ignatii Francowicz! Doskonała kolacyjka, pan to umiesz urządzać. Sprawa ta, o której mówiliście mi — zrobi się... No, Ekatierina Timofiejewna, czas do domu, odprowadzę was, a sam muszę skoczyć jeszcze na minutkę do klubu, zobaczyć się z prokuratorem w sprawie Ignatija Francowicza. Jutro będzie się ona rozbierać w sądzie. Bardzo rad jestem, żem pana poznał — dodał, zwracając się do Kierbicza — jeżeli jaka sprawa
Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.