pochlebiały więc jej aż do znudzenia, i choć niechętne, w duszy kłamały przed nią przyjaźń i serdeczność.
Lecz była w życiu pani Różyckiej i taka epoka, w której głośno zaczęto ganić jej postępowanie i w której jednogłośnie powstały na nią wszystkie pseudo-przyjaciółki, wszystkie matki, siostry i kuzynki tych licznych konkurentów.
Było to wówczas, kiedy ona odrzuciwszy oświadczyny całego grona świetnych zalotników, idąc za radą mądrego, lecz za dziwaka uważanego ojca — zdecydowała się oddać rękę panu Ludwikowi Różyckiemu, najpospolitszemu — jak głoszono — jednowioskowemu szlachcicowi. Hałas ten jednak i jawna niechęć nie długo potrwały. Pan Ludwik od razu umiał zająć stanowisko, na jakiem go postawiło ożenienie z miljonową spadkobierczynią senatorskiego rodu.
Złośliwi a zawistni utrzymywali, że daje się zupełnie kierować i powodować młodej, a dziwnie cichej i słodkiej żonie i jej to przypisywali rychłe wyniesienie się pana Różyckiego nad ogół szlachecki. Wiele w tem było prawdy? Nikt na pewno nie mógł powiedzieć. To tylko wszyscy wiedzieli, że z chwilą ożenienia się pan Ludwik nabrał dziwnej powagi i obycia w towarzystwie; wieść mu się też zaczęło ogromnie, fortuny przysparzał, a w trzy lata po ślubie, szlachta powiatu, w którym leżał główny majątek pani Różyckiej — Uniże, i w którym młoda para stale mieszkała, wybrała go swoim marszałkiem.
Chociaż urzędowanie to było przyczyną wielu łez i zmartwień pani marszałkowej, chociaż skończyło się ono zdala od rodzinnego powiatu, jednak faktem jest, że było ono jedną z pierw-
Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.