Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.

obawia się teraz, by kiedyś znowu nie znaleźć się w podobnem położeniu....
Brrrr!... Dreszcz ją przejmuje na samo wspomnienie.
Dreszcz ten odegnał sylwetkę Władysława z przed oczu jej wyobraźni... Chwilę nie było nikogo, chaos i próżnia, wkrótce jednak z próżni tej wychyliła się inna twarz, podłużna, smagło biała, a tak delikatnych rysów, że możnaby sądzić, że ją rzeźbiarz jako model wykuł z marmuru.. Twarz to zmęczona już trochę życiem, które wyżłobiło nie jednę bruzdę na tem wyniosłem czole; oczy jednak płoną jak niewygasające nigdy ogniska, jak drogocenne brylanty w jarzącem oświetleniu balowej sali. I w tym iskrzącym, złotawym blasku czarnych oczu dojrzałego, z życiem obeznanego męża zdawało się jej, że czyta czaru pełne słowo: — kocham! Zdawało się jej, lecz nie była jeszcze tego pewną.. Postać „pana“ Walerego otaczała w jej oczach taka aureola, że nigdy nie śmiała odważnie zajrzeć w głębię jego czarnych oczu i czytać, co w nich spoczywa; lęk jakiś ogartywał ją wówczas, gdy on do niej się zbliżał, drżącym głosem odpowiadała na jego grzeczne zapytania i uważała go w marzeniach swych dziewiczych za jakiś niedościgniony, nadziemski ideał, za bohatera z podań bajecznych. Instynktem kobiecym wiedziona, przeczuwała, że i ten „doskonały“ kocha ją, a jednak i on milczał i uczuć swych nie zdradzał..
W tej chwili marszałkowa poruszyła się na kanapie, odsunęła dzienniki i bacznie spojrzała na Jadwigę, która uczuła, że mimowolnie cała jej twarz pokryła się gwałtownym, ciemnym rumieńcem. Pochyliła więc — złapana na gorącym uczyn-