Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

Pełna podobnych myśli, szarpana tłumem wątpliwości, pożegnała rozmowne panny i uczuła się dopiero spokojniejszą, gdy znalazła się znowu samą, w swoim pokoiku.
Jak postąpi? Co zrobi? Nie wiedziała sama. Czuła, że postać Zienwicza jeszcze urosła w jej wyobraźni, lecz przypuszczała, że człowiek ten przesunie się przez jej życie jak niepochwytne, wspaniałe zjawisko atmosferyczne; przesunie się po firmamencie jej młodości i zniknie, rozwieje się w szerokiej przestrzeni... W najśmielszych nawet marzeniach nie ośmielała się na chwilę przypuszczać, ażeby kiedykolwiek posiadała miłość tego wymarzonego olbrzyma.. Stan duszy Władysława rozumiała doskonale; instynkt kobiecy mówił jej, że on kocha ją prawdziwie i głęboko; wiedziała, że mogłaby nań wywierać wpływ olbrzymi; jednak nie tajnemi dla niej były jego lekkomyślność i niestałość młodzieńcza. Postać jego młoda, wzrok uwielbieniem przejęty stawały jej i teraz przed oczyma i szeptała w duszy: — „on się zmieni dla mnie.“
Lecz w tejże samej chwili wspomnienia niedoli swej młodozmarłej matki odganiały od jej umysłu te miłe marzenia.
Pośród takich sprzecznych myśli długi czas zasnąć nie mogła, wreszcie zdrowy, silny organizm upomniał się o swe prawa, zasnęła, szepcząc bezwiednie:
— On się poprawi!.. Trzeba go poddać różnym próbom... On się poprawi!...

...........................