Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

września dać wieczorek tańcujący i zaprosić wszystkich znajomych.
— Panna się nam nudzi! — kończył, figlarnie mrugając w stronę Jadwigi. — Musimy ją trochę rozerwać. Zaproszę ci Jadwisiu ze czterdziestu kawalerów, będziesz mogła wybierać jak między ulęgałkami.
— Wujaszku! Stracony będzie bal — zawołała Jadwiga porywczo, a w głosie jej znać było ból, jaki jej słowa marszałka sprawiły — stracony będzie zupełnie, bo ja nie myślę zupełnie za mąż wychodzić. Pójdę do klasztoru! — dodała weselszym już tonem.
— Brawo! Będziemy tego karnawału mieli weselisko — przerwał jej kapitan — każda panna która zaczyna mówić o klasztorze, najpierw myśli o ślubnym kobiercu... Ej, powiedz Jadwisiu, kto to ma być tym szczęśliwym?
— Dziadziuniu! proszę mi nie dokuczać! To niepoczciwie z jego strony — odpowiedziała dziewczyna i dwie duże perliste łzy zaświeciły w jej oczach. — Dziaduś przecież wie, że takiej ubogiej dziewczynie, jak ja, nie łatwo dziś wyjść za mąż.. Zresztą nikt mi się dotąd nie podobał. — I spuściła oczy w talerz, ażeby nie widzieć wzroku Władysława, który jej mówił bez słów, ale wyraźnie: — nie kłam dziewczyno, wiesz dobrze że jest taki, który cię weźmie bez grosza.
Gdy wstali od stołu, Władysław kazał natychmiast konie zaprzęgnąć i rzeczy wynosić. Przy czarnej kawie, kiedy się znalazł oko w oko z Jadwigą, odezwał się do niej cichym i nieśmiałym głosem.
— Panno Jadwigo! Nie wiem, czy panią zobaczę przed dwudziestym piątym września, a