Najbliższa droga prowadząca z Uniża do Opola ciągnęła się przez rozległe marszałkowskie lasy; lesiste te i mało uczęszczane, boczne drożyny były zazwyczaj w opłakanym stanie, marszałek lasów nie sprzedawał i mało dbał o drogi wywozowe. Musiał więc Władysław jechać wolno, Jazda ta niecierpliwiła zrazu i jego i konie, po pierwszej mili jednak przyzwyczaili się do tego. Wjechawszy w wąskie, lesiste parowy, wózek posuwał się stępo po nierównym gliniastym, przez deszcze letnie powymulanym gruncie. Młody człowiek mało zwracał uwagi na konie i nierówną drogę; zatopił się w myślach.
Nie niepokoił się już teraz, nie walczył ze sobą samym, nie wątpił w przychylność Jadwigi, droga jego życia widniała mu teraz przed oczyma duszy jasno i wyraźnie; trosk jednak i kłopotów miał jeszcze wiele: musiał interesa uregulować, dom na przyjęcie młodej żony przygotować — nie wątpił, że ją będzie miał; — długi co ważniejsze popłacić i stać się porządnym człowiekiem. Tegoroczny obfity urodzaj i niezłe ceny w znacznej części dopomagały mu do urzeczywistnienia tych zamiarów. Zresztą nie wątpił, że i marszałek dopomoże mu do tego. Pierwszą rzeczą było sprzedać pszenicę i uzyskanemi pieniędzmi zapłacić Fiksa i kilku, z pobliskich miasteczek żydków należących do tej samej finansowej kategorji co czcigodny bankier z Rajpola.
Do Opola musiał przejeżdżać przez Zarzecze, mieścinę niewielką ale dość handlowną i posiadającą kilka dużych młynów, chciał więc spróbować, czy w Zarzeczu nie uda mu się na dobrych warunkach sprzedać tegorocznej pszenicy.
Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/208
Ta strona została uwierzytelniona.