Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

Może jaśnie pan pozwoli ryby szabasowej, śliczny jest szczupak faszerowany, a git. A może wina jakiego?... Jest i krymskie i francuskie, doskonałe.
— Nie. Nic jeść nie będę — odrzekł jej Władysław, cofając się w głąb fotelu i otaczając się gęstemi kłębami dymn. — Ot, powiedz mi lepiej, co tu u was słychać? — dodał ziewając.
— A co w takiem misteczku może być słyszno, to niech jasny pan nam powie co w gorodzie, w Kamieńcu słyszno, pański Żorż mówi, co jaśnie pan z Kamieńca jedzie... A co słyszno — dodała po chwilowej przerwie — rychtyg ludzie gadają, co jaśnie pan ma si żenić, co bierze takie fein panienkę, która ma kilka swoich wsiów i bardzo dużo pieniędzów... to Chajka chce powinszować jaśnie panu...
— Któż to ci mówił? — zapytał Władysław ożywiając się nagle — kto ci mówił?
— A kto mówił, zwyczajnie ludzie gadają, albo ja pamiętam, czy tu jeden przyjdzie i gada...
— Wiesz Chajko, że ci źle mówili, może ja się ożenię, ale z taką panną, co grosza nie ma...
— Chi! chi! chi! Niech jaśnie pan żartuje zdrów z prostej żydówki — zawołała śmiejąc się wesoło. — Co jaśnie pan mówi? Niby to ja choć prosta żydówka nie wiem, że taki, co nic nie ma, to nazywa się łajdak.. No to z taką przecie jaśnie pan się nie ożeni.
Zapatrywanie socjalne Chajki przerwało wejście kilku żydów, kłócących się z sobą zajadle jeszcze od bramy domu. Dziewczyna zobaczywszy ich cofnęła się w głąb domostwa rzucając niechętne spojrzenia na zamyślonego Władysława, znać przywykła do innego obejścia z jego strony.