— Kłaniam jaśnie panu! — zawołałi równocześnie wszyscy żydzi razem. — Ja bym dał bardzo uczciwe kupiec na pszenicę.
— Co wy gałgany, łajdaki będziecie zawracać głów jasnemu panu! — zawołał przeraźliwie ogromny żyd zwracając się do swych towarzyszy — Gaj a weg! Ruszajcie do dziabeł!... Jaśnie pan nie ma tu w Zarzeczu żadnego faktora tylko mnie — Charifa rudego... Chast tu verstanden? Ruszajcie do dziabeł!...
Gwar ten i hałas tak zagłuszył Władysława, że siedział w fotelu milcząc i niepatrząc nawet na kłócących się żydów. Gwar rósł z każdą sekundą, aż wreszcie faktorzy w zapale kłótni zaczęli się poszturkiwać i potrącać. Widząc to, Władysław zerwał się nagle i zawołał, tupiąc nogą w podłogę.
— Cicho! Sza! Czego wy tu chcecie!
— Ja mam kupiec na pszenicę! — krzyknęli znowu wszyscy razem.
— Nie mam pszenicy na sprzedaż! — rzekł stanowczo młody człowiek i wskazując drzwi dodał — Ruszajcie mi wszyscy za drzwi i dajcie mi spokój.
Nastąpiła chwilowa konsternacja, żydzi coś poszwargotali pomiędzy sobą, w czasie czego dało się słyszeć kilka razy wymówione z cicha słowa: Fiks.. fiks. Po chwili jednak przerwy przemówił Charif przedzierając się naprzód całej kupy.
— Jaśnie pan żartuje! My wiemy co jaśnie pan tylko żartuje.. Fiks nie kupił i nikt nie kupił.
— Fiks nie kupił i nikt nie kupił — odrzekł Władysław — ale i wy nie kupicie.
— Ja kupię — wołał Charif — ja mam bardzo porządny kupiec, da po rublu za pud, kupiec
Strona:PL Abgar-Sołtan - Klub nietoperzy.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.