Co pozbawiona rąk i trupich główek,
Z grobowców nagie szkielety wywlekła,
Do rozpaczliwych zagnana wędrówek.
Straszna je wiedźma po ramionach siekła,
Pędząc jak trzodę przez płomienie źrące,
By nie uciekły na dno swego piekła.
Tylko się kości kurczyły płaczące
I w łez przydrożne padały kałuże,
Chcąc tam swe rany ochłodzić piekące.
I ani całej zgrozy nie powtórzę:
Jak wypraszały się widma od męki;
Z jaką niechęcią pełzły pod to wzgórze,
Skąd brzmiały harfy piorunowe dźwięki;
I jak bolesnym przejmował mię wstrętem
Ten trupi zastęp bez głowy i ręki.
Przyszedł nareszcie i w kole przeklętem
Naprzeciw mistrza rozpostarł się tronu...
Tu, — jakby, pieśni porwany zamętem,
Stracić miał pamięć haniebnego zgonu, —
Cały się łańcuch ożywił występny
I w takt dzikiego kołysał się tonu.
Z trwogą patrzałem na taniec posępny,
Na te szkielety wsłuchane ciekawie
W tok pieśni, dla ich bytów niedostępny...
Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.2.djvu/036
Ta strona została uwierzytelniona.