Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.2.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz w pielgrzymie już gniewu żadnego nie budzi
Ni natrętna ciekawość, ani gorzkie słowo:
Obojętny on teraz na szyderstwo ludzi. —
I w dalszą idzie drogę z pochyloną głową.

Tak zwolna zaludnione rzucili równiny,
Minęli niższe stoki i lesiste wzgórza,
I pnąc się przez wąwozy i skał rozpadliny,
Stanęli, gdzie wierzchołek w błękitach się nurza.
Tam, pod kamienną ścianą, wśród łomów zwaliska,
Co tworzy tajemniczą grotę lub świątynię,
Kryształowemi wody czysty zdrój wytryska
I z melodyjnym szmerem spływa po wyżynie.
Po nad bijące starzec przybliżył się źródło
I kazał pacholęciu wracać w strony swoje —
Poczem, sam pozostawszy, twarz swoją wychudłą,
Przyklęknąwszy, pochylił nad szumiące zdroje
I zaczął zwolna mówić:

„O, boskie dziewice!
„Życie moje ucieka, noc już moja blizko;
„Jako starzec przychodzę nad świętą krynicę,
„Do was, com dzieckiem widział nad moją kołyską.
„O, siostry nieśmiertelnej piękności i chwały!
„Bądźcie znów mi łaskawe, tak, jak za dni onych,
„Gdyście mię na dziewiczem łonie piastowały
„I mlekiem swoich pieśni karmiły natchnionych!
„Nie szczędźcie mi ostatniej pociechy na ziemi!
„Noc ciemną, która z oczu i z serca nie schodzi,
„Rozświećcie mi nad grobem blaskami swojemi!