Strona:PL Adam Asnyk-Poezje t.3.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

Aż tu, widzę, panna idzie
Z miną dziwnie zamyśloną
I przynosi wielką księgę
Bardzo ładnie oprawioną.
Z trwogą patrzę się tajemną,
Że ją kładzie tuż przede mną.

I, wspierając się o stolik,
Z wielkim wdziękiem się kołysze,
Mówiąc do mnie: „Ja słyszałam,
„Że pan zdolnie wiersze pisze:
„Do albumu więc mojego
„Pan wymyśli co ładnego.

„Jest tu dużo wielkich ludzi,
„Gapczykiewicz, Totumfacki,
„I ten Gucio, co-to robi
„Lepsze wiersze niż Słowacki!
„Tylko brak mi jeszcze pana,
„Ale jego grzeczność znana...”

Ha, co robić! za herbatę
Trzeba album wziąść przez grzeczność
I powracać z niem do domu —
Smutna, smutna ostateczność!
Tak więc dźwigam wielką księgę,
Klnąc te mrozy na potęgę.