Strona:PL Adam Mickiewicz-Pan Tadeusz 200.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tém bardziéj Telimenę pomieszał i ździwił.
Zmieniła więc natychmiast twarz i ton rozmowy,
Powstała zagniewana, i ostremi słowy
Poczęła nań przymówki sypać i wyrzuty;
Porwał się i Tadeusz jak żądłem ukłuty,
Spojrzał krzywo, nie mówiąc ani słowa splunął,
Krzesło nogą odepchnął i s pokoju runął,
Trzasnąwszy drzwi za sobą. Szczęściem że téj sceny
Nikt z gości nie uważał oprócz Telimeny.

Wyleciawszy przez bramę, biegł prosto na pole:
Jak szczupak, gdy mu oścień skróś piersi przekole,
Pluska się i nurtuje myśląc że uciecze,
Ale wszędzie żelazo i sznur s sobą wlecze:
Tak i Tadeusz ciągnął ze sobą zgryzoty,
Suwając się przez rowy i skacząc przez płoty,
Bez celu i bez drogi; aż nie mało czasu
Nabłąkawszy się, w końcu wszedł w głębinę lasu
I trafił czy umyślnie, czyli też przypadkiem,
Na wzgórek co był wczora szczęścia jego świadkiem,
Gdzie dostał ów bilecik, zadatek kochania,
Miejsce jak wiemy, zwane Swiątynią dumania.