Strona:PL Adam Mickiewicz - Konrad Wallenrod.djvu/24

Ta strona została przepisana.

Już znikło — pewnie złudzenie źrenicy,
Pewnie jutrzenki błysnął wzrok rumiany.
Po ziemi ranne przemknęły tumany.

„Bracia! rzekł Halban, dziękujmy niebiosom,
Pewnie wyroki niebios nas przywiodły,
Ufajmy wieszczym pustelnicy głosom!
Czy słyszeliście? Wieszczba o Konradzie,
Konrad dzielnego imię Wallenroda.
Stójmy, brat bratu niechaj rękę poda,
Słowo rycerskie; na jutrzejszej radzie,
On mistrzem naszym!“ — „Zgoda, krzykną, zgoda!“[1]

I poszli krzycząc; — długo po dolinie
Odgłos triumfu i radości bije;
„Konrad niech żyje, wielki mistrz niech żyje!
Niech żyje zakon! niech pogaństwo zginie!“

Halban pozostał mocno zamyślony,
Na wołających okiem wzgardy rzucił,
Spojrzał ku wieży i cichemi tony
Taką piosenkę, odchodząc, zanucił:

PIEŚŃ.

Wilija, naszych strumieni rodzica,
Dno ma złociste i niebieskie lica,
Piękna Litwinka, co jej czerpa wody,
Czystsze ma serce, śliczniejsze jagody.

Wilija w miłej kowieńskiej dolinie
Śród tulipanów i narcyzów płynie;
U nóg Litwinki kwiat naszych młodzianów
Od róż kraśniejszy i od tulipanów.

  1. W czasie obioru, jeśli zdania były podzielone lub niepewne, zdarzenia podobne brane za wieszczbę, wpływały na obrady kapituły. I tak Winrych Kniprode pozyskał wszystkie głosy, ponieważ kilku braci słyszało jakoby w grobach mistrzów wołanie trzykrotne: „Vinrice! Ordo laborat!“ „Winrychu! Zakon w niebezpieczeństwie“.