tężna artylerja w naszym ręku. Rzuciliśmy się obces na te puszki, ściskając je, pieszcząc się nimi, a ja sam na chwilę zapomniałem o mojej kochance, ośmiofuntówce.
Piękneż to były te rosyjskie armaty, takie ogromne, nowe, doskonale umontowane i opatrzone we wszystko.
— Patrzno, panie sierżancie — wołał kanonjer Mateusz — patrz, jakie czerwone, jakie błyszczące armaty mają te przeklęte Moskale.
Zacząłem rozkoszną ręką głaskać wypolerowaną powierzchnię spiżową, a wszyscy powtarzali chórem: „Ależ to się świecą te moskiewskie puszki! „a jaki kaliber!“ zauważył jeden kanonier, „to mi to kaliber! to nie żadna pukawka!“
Zacząłem mierzyć wylot granatnika, a żołnierze powtarzali: „to nie żarty taka paszcza!“
Potem, kiedyśmy zaczęli oglądać uprząż, znowu chórem wołano: „Ależ to tęgi rzemień mają te przeklęte Moskale!“
Nie zgadnie nikt przecież, co nam sprawiło największą radość; oto ni mniej ni więcej, tylko zwykły owies, zabrany łupem. Nasza jazda nie miała już furażu, a Moskale mieli go poddostatkiem; ich furgony, jaszczyki, lawety nawet pełne były owsa. Żołnierze rzucili się nań łapczywie, napełniając nim worki, ładownice, kieszenie i powiadając, że nigdy jeszcze nie widzieli tak pięknego owsa.
Nadjechał wódz i na jego widok zagrzmiał
Strona:PL Adam Mickiewicz - Moja pierwsza bitwa.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.