Kiedy tak poezja polska przez usta swych mistrzów szczere składała hołdy „Panu Tadeuszowi“, kiedy nad grobem stojący Brodziński widział w nim „najwyższy szczebel, na jakim dotąd poezja nasza stanęła“ — krytyka nasza na wychodztwie nie potrafiła zdobyć się na ocenę, godną arcydzieła. Żywioł polityczny i politykujący tak wówczas przenikał wszystko, nawet poglądy estetyczne, że zabarwiał sobą wszystkie niemal drukowane oceny „Pana Tadeusza“. O jego ówczesnych i wielu późniejszych krytykach można powiedzieć to samo, co wyrzekł Poeta o stosunku myśliwych do przepastnych krain puszcz litewskich:
Myśliwiec krąży koło puszcz litewskich łoża,
Zna je ledwie po wierzchu, ich postać, ich lice,
Lecz obce mu ich wnętrzne serca tajemnice.
Czepiano się wyrazów, zwrotów, wymawiano mistrzowi to, że nie dał nauki moralnej na przyszłość, to znowu, że się „położył ze swym morałem“, że „nie bardzo wglądał w duszę człowieka“ albo znowu, że się wprowadził w „jakąś niską i niewłaściwą sobie kompanją“. Wszystkie te — dziś już tylko zabawne — sądy Stefana Witwickiego, Stanisława Ropelewskiego, Stanisława Koźmiana i innych[1] nie zdawały sobie sprawy właśnie z doniosłego „szarego końca naszych pokątnych dziejów“, nie rozumiały, czem dla Polski były ostoje polskości w zaściankach „Rózeczek, Brzytewek, Scyzoryków Konewek i tym podobnych różnego rodzaju oryginałów“ — aż dopiero wróg dziedziczny miał się lepiej poznać na wiekowem, kulturalnem znaczeniu naszych kresów wschodnich, chroniących Europę przed zalewem hord barbarzyńskich.
- ↑ Obacz artykuł Franciszka Krczeka: „Najwcześniejsze sądy współczesne o „Panu Tadeuszu“ w Pamiętniku Towarzystwa imienia Mickiewicza t. II, 175—186.