odpowiada: „Pisz, co chcesz — mnie zostaw zaszczyt wydania“.
Tak z roku na rok rósł gwar pochwalny około „Pana Tadeusza“, a w gwarze tym ginął „półton fałszywy komarów“ krytycznych.
Już na emigracji umysły głębsze oceniły wartość społeczną arcydzieła mickiewiczowskiego. Pierwszy Juljan Szotarski nazwał „Pana Tadeusza“: „arką, w której my na toniach naszego dzisiejszego nieszczęścia unosimy zachowki“ i zasoby moralne dla przyszłego odrodzenia narodowego. Niezależnie zaś od Szotarskiego, Worcel odczuł — jak widzieliśmy — w „Panu Tadeuszu“: „przejście ze zmarłego do żyjącego pokolenia“, bratanie przeszłości z przyszłością i wydobycie „zarodu przyszłego naszego życia“. Dziś dopiero, w lat przeszło ośmdziesiąt po Szotarskim i Worclu, widzimy o wiele dokładniej, jaką to arką przymierza między dawnemi a młodszemi laty ubogacił nas na wieki Mickiewicz.
Wykazano oddawna w szeregu artykułów, rozpraw, książek osobnych[1], jaka to w tej arce obfitość przędzy narodowej i jakie tam niewiędnące uczuć kwiaty. Pouczono wszystkich, za co powinniśmy kochać „Pana Tadeusza“[2]: oto, za przepiękne wskrzeszenie przeszłości narodowej; za jasne, szczere odzwierciedlenie duszy polskiej z jej dążeniem