65
Nikt ze słów zawziętości ich poznać nie zdoła.
Pan Rejent wiódł Kusego, Asesor Sokoła.
Ztyłu damy w pojazdach; młodzieńcy, stronami
Czwałując tuż przy kołach, gadali z damami.
Ksiądz Robak po dziedzińcu wolnym chodził krokiem,
70
Kończąc ranne pacierze: ale rzucał okiem
Na pana Tadeusza, marszczył się, uśmiechał,
Wreszcie kiwnął nań palcem. Tadeusz podjechał,
Robak palcem po nosie dawał mu znak groźby;
Lecz mimo Tadeusza pytania i prośby,
75
Ażeby mu wyraźnie, co chce, wytłumaczył,
Bernardyn odpowiedzieć ni spojrzeć nie raczył,
Kaptur tylko nasunął i pacierz swój kończył;[1]
Więc Tadeusz odjechał i z gośćmi się złączył.
Właśnie w ten czas myśliwi smycze zatrzymali
80
I wszyscy nieruchomi w miejscach swoich stali;
Jeden drugiemu ręką dawał znak milczenia,
A wszyscy obrócili oczy do kamienia,
Nad którym stał pan Sędzia. On zwierza obaczył
I rąk skinieniem swoje rozkazy tłumaczył.
85
Pojęli wszyscy: stoją, a środkiem po roli
Asesor i pan Rejent kłusują powoli.
Tadeusz, będąc bliższy, obudwu wyprzedził,
Stanął obok Sędziego i oczyma śledził.
Dawno już nie był w polu; na szarej przestrzeni
90
Trudno dojrzeć szaraka, zwłaszcza wśród kamieni.
Pokazał mu pan Sędzia. Siedział biedny zając,
Płaszcząc się pod kamieniem, uszy nadstawiając,
- ↑ kończył, w wymowie prowincjonalnej na kresach wschodnich brzmiało i brzmi dzisiaj: kączył; tem się objaśnia rym: złączył.