Okiem czerwonem spotkał myśliwców wejrzenie,
I jakby urzeczony, czując przeznaczenie,
95
Ze strachu od ich oczu nie mógł zwrócić oka,
I pod opoką siedział martwy, jak opoka.
Tymczasem kurz na roli rośnie coraz bliżéj;
Pędzi na smyczy Kusy, za nim Sokół chyży,
Tuż Asesor z Rejentem razem wrzaśli ztyłu:
100
„Wyczha! wyczha!“ i z psami znikli w kłębach pyłu.
Kiedy tak za szarakiem goniono, tymczasem
Ukazał się pan Hrabia pod zamkowym lasem.
Wiedziano w okolicy, że ten pan nie może
Nigdy nigdzie stawić się w naznaczonej porze.
105
I dziś zaspał poranek; więc na sługi zrzędził,
Widząc myśliwców w polu, czwałem do nich pędził.
Surdut swój angielskiego kroju, biały, długi,
Połami na wiatr puścił; ztyłu konno sługi
W kapeluszach, jak grzybki, czarnych, lśniących, małych,
110
W kurtkach, w butach stryflastych,[1] w pantalonach białych.
Sługi, które pan Hrabia tym kształtem odzieje,
Nazywają się w jego pałacu dżokeje.
Czwałująca czereda zleciała na błonia,
Gdy Hrabia ujrzał zamek i zatrzymał konia.
115
Pierwszy raz widział zamek zrana i nie wierzył,
Że to były też same mury, tak odświeżył
I upięknił poranek zarysy budowy;
Zadziwił się pan Hrabia na widok tak nowy.
Wieża zdała się dwakroć wyższa, bo stercząca
120
Nad mgłą ranną; dach z blachy złocił się od słońca,
- ↑ stryflastych, od gwarowego: sztrefla, nogawica, osobny krój butów jockey’skich, angielskich.