230
Grzmiały z chóru; wiwaty szły ciągiem porządnym:
Pierwszy wiwat za zdrowie króla Jegomości,
Potem prymasa,[1] potem królowej Jejmości,
Potem szlachty i całej Rzeczypospolitej,
A nakoniec po piątej szklanicy wypitej,
235
Wnoszono: Kochajmy się! Wiwat bezprzestanku,
Który dniem okrzykniony brzmiał aż do poranku:
A już gotowe stały cugi i podwody,[2]
Aby każdego odwieźć do jego gospody“.
Przeszli już kilka komnat; Gerwazy w milczeniu,
240
Tu wzrok na ścianie wstrzymał, ówdzie na sklepieniu,
Przywołując pamiątkę tu smutną, tam miłą;
Czasem, jakby chciał mówić: „wszystko się skończyło“,
Kiwnął żałośnie głową; czasem machnął ręką.
Widać, że mu wspomnienie samo było męką,
245
I że je chciał odpędzić. Aż się zatrzymali
Na górze, w wielkiej, niegdyś zwierciadlanej sali;
Dziś wydartych zwierciadeł stały puste ramy,
Okna bez szyb, z krużgankiem wprost naprzeciw bramy.
Tu wszedłszy, starzec głowę zadumaną skłonił
250
I twarz zakrył rękami; a gdy ją odsłonił,
Miała wyraz żałości wielkiej i rozpaczy.
Hrabia, chociaż nie wiedział, co to wszystko znaczy,
Poglądając w twarz starca, czuł jakieś wzruszenie,
Rękę mu ścisnął. Chwilę trwało to milczenie;
255
Przerwał je starzec, trzęsąc wzniesioną prawicą:
„Niemasz zgody, Mopanku, pomiędzy Soplicą
Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/090
Ta strona została przepisana.