595
Gdy im nieraz mówiłam, jak tam z wielu względów
Godna pochwały czujność i srogość urzędów.
Byłam ja w Petersburgu nie raz, nie dwa razy!
Miłe wspomnienia! wdzięczne przeszłości obrazy!
Co za miasto! Nikt z panów nie był w Petersburku?
600
Chcecie może plan widzieć? Mam plan miasta w biurku.
Latem świat petersburski zwykł mieszkać na daczy,
To jest w pałacach wiejskich (dacza wioskę znaczy).
Mieszkałam w pałacyku tuż nad Newą rzeką,
Niezbyt blisko od miasta i niezbyt daleko,
605
Na niewielkim, umyślnie sypanym pagórku.
Ach, co to był za domek! Plan mam dotąd w biurku.
Otóż, na me nieszczęście, najął dom w sąsiedztwie
Jakiś mały czynownik,[1] siedzący na śledztwie;
Trzymał kilkoro chartów. Co to za męczarnie,
610
Gdy blisko mieszka mały czynownik i psiarnie!
Ilekroć z książką wyszłam sobie do ogrodu,
Użyć księżyca blasku, wieczornego chłodu,
Zaraz i pies przyleciał i kręcił ogonem,
I strzygł uszami, właśnie jakby był szalonym.[2]
615
Nieraz się nalękałam. Serce mi wróżyło
Z tych psów jakieś nieszczęście: tak się też zdarzyło,
Bo gdym szła do ogrodu pewnego poranka,
Chart u nóg mych zadławił mojego kochanka
Bonończyka![3] Ach, była to rozkoszna psina!
620
Miałam ją w podarunku od księcia Sukina
Na pamiątkę; rozumna, żywa jak wiewiórka,
Mam jej portrecik, tylko nie chcę iść do biurka.
Widząc ją zadławioną, z wielkiej alteracji[4]
Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/104
Ta strona została przepisana.