Dostałam mdłości, spazmów, serca palpitacji.[1]
625
Możeby gorzej jeszcze z mojem zdrowiem było,
Szczęściem nadjechał właśnie z wizytą Kiryło
Gawrylicz Kozodusin, wielki łowczy dworu.
Pyta się o przyczynę tak złego humoru.
Każe wnet urzędnika przyciągnąć za uszy;
630
Staje pobladły, drżący i prawie bez duszy.
„Jak śmiesz, krzyknął Kiryło piorunowym głosem,
Szczuć wiosną łanię kotną tuż pod carskim nosem?“
Osłupiały czynownik darmo się zaklinał,
Że polowania dotąd jeszcze nie zaczynał,
635
Że z wielkiego łowczego wielkiem pozwoleniem
Zwierz uszczuty zda mu się być psem nie jeleniem.
„Jakto? krzyknął Kiryło, to śmiałbyś, hultaju,
Znać się lepiej na łowach i zwierząt rodzaju,
Niżli ja, Kozodusin, carski jegermajster?[2]
640
Niechajże nas rozsądzi zaraz policmajster!“[3]
Wołają policmajstra, każą spisać śledztwo:
„Ja, rzecze Kozodusin, wydaję świadectwo,
Że to łani; on plecie, że to pies domowy;
Rozsądź nas, kto zna lepiej zwierzynę i łowy!“
645
Policmajster powinność służby swej rozumiał,
Bardzo się nad zuchwalstwem czynownika zdumiał,
I, odwiódłszy na stronę, po bratersku radził,
By przyznał się do winy i tem grzech swój zgładził.
Łowczy udobruchany przyrzekł, że się wstawi
650
Do cesarza, i wyrok nieco ułaskawi.
Skończyło się, że charty poszły na powrozy,
A czynownik na cztery tygodnie do kozy.
Zabawiła nas cały wieczór ta pustota;
Zrobiła się nazajutrz z tego anegdota,
Strona:PL Adam Mickiewicz - Pan Tadeusz.djvu/105
Ta strona została przepisana.